Dzięki Bogu to film, w którym Francois Ozon bierze na warsztat problem pedofilii w Kościele. Reżyser nie chce być na tym polu nawołującym do walki rewolucjonistą; na szczególną uwagę zasługuje sposób, w jaki podszedł on do tematyki.
Nie minęło wiele czasu, od kiedy Polacy otrzymali dzieło, które w walnym stopniu pomogło im rozliczyć się z problemem pedofilii w Kościele - taką funkcję z pewnością pełni
Tylko nie mów nikomu braci Sekielskich. W skali globalnej jeszcze więcej kontrowersji wywołało
Dzięki Bogu, w którym
François Ozon posiłkując się autentyczną historią, zaproponował swoje własne spojrzenie na całą tematykę. Francuski reżyser na długo przed światową premierą produkcji musiał zmierzyć się w sądzie z pierwowzorami niektórych postaci; w grę wchodziło wstrzymanie kinowej dystrybucji. Ostatecznie Ozon nie tylko wygrał, ale i święcił triumfy na tegorocznym Berlinale, z którego wyjechał ze Srebrnym Niedźwiedziem dla najlepszego filmu.
Dzięki Bogu, pomimo kilku dostrzegalnych mankamentów, staje się opowieścią niezwykle ważną i potrzebną. Jej twórca nie pretenduje do miana moralisty; woli raczej przyglądać się zjawisku, próbując zrozumieć postawy i zachowania zarówno kościelnych dostojników, jak i molestowanych w dzieciństwie ofiar. O ile pierwszy akt filmu niespecjalnie porywa i zostaje wyciosany w kronikarskiej formie, o tyle jego druga połowa to prawdziwy popis artystycznego kunsztu reżysera. Potrafi on bowiem zmierzyć się z kościelną pedofilią bez większego nadęcia i popadania w przesadę, a przy tym zamienia swoją historią w jedną wielką układankę, pochylając się nad aspektem traumy, jej wpływu na dorosłe życie czy sieci zależności pomiędzy oprawcą a ofiarą. Ozon doskonale rozumie wewnętrzny gniew tych ostatnich; skoro Kościół postanowił zabawić się z nimi w kotka i myszkę, to dlaczego by tak nie zaproponować podobnej gry widzowi?
Pod koniec lat 80. w Lyonie ojciec Bernard Preynat (
Bernard Verley) dopuścił się szeregu pedofilskich czynów na chłopcach, których zabierał na obozy skautów. Dopiero po blisko 30 latach jego ofiary na tyle przepracowały traumę, że były zdolne opowiedzieć o niej publicznie. Jest wśród nich Alexandre (
Melvil Poupaud), szczęśliwy mąż i ojciec piątki dzieci, który postanawia zwrócić się listownie do kardynała Philippe'a Barbarina z prośbą o interwencję. Kościelny hierarcha to w rzeczywistym świecie postać niezwykle ciekawa; przed papieskim konklawe w 2005 roku wymieniano go jako jednego z potencjalnych następców Jana Pawła II - do jego osoby jeszcze wrócimy. Sęk w tym, że krucjata Alexandre'a przypomina uderzanie głową w mur. Arcybiskup Lyonu co prawda odpowiada na jego pisma, wykazuje zrozumienie i obiecuje rozprawić się z Preynatem, jednak czas mija, a żadne działania nie zostają podjęte. W międzyczasie oskarżony ksiądz znów zaczyna pracować z dziećmi, a liczba jego dawnych ofiar rośnie. Ozon zupełnie zmienia optykę i wprowadza nowych głównych bohaterów - poznajemy więc historie Francois (
Denis Ménochet) i Emmanuela (
Swann Arlaud). Poszkodowani łączą siły, a we wspólnej misji odnajdują jakże potrzebny w ich położeniu cel istnienia. Być może najbardziej intryguje to, że finał tej historii dopisało już samo życie.
Jestem niemal pewien, że pierwszy akt filmu podzieli widzów jeśli chodzi o jego odbiór. Akcja praktycznie nie posuwa się do przodu, a większość czasu ekranowego spędzamy na zapoznawaniu się z odczytywanymi z offu listami, które wymienili między sobą Barbarin i Alexandre. Z punktu widzenia zaangażowania odbiorcy i wybudzenia w nim empatii względem molestowanych sposób prowadzenia narracji przez Ozona może odrobinę nużyć. Sztuczka reżysera polega jednak na tym, czego na ekranie nie zobaczymy - zastanawia się on po prostu nad formą całej korespondencji, zamieniając doświadczenie kinowe w epistolograficzne. Zwróćcie uwagę na grzecznościowe zwroty i inne uprzejmości, którymi obdarzają się nawzajem Alexandre i kardynał. Pierwszy jest w nich aż do bólu szczery, raz po raz zapewniając hierarchę o szacunku i trwaniu w wierze. Drugi natomiast prowadzi osobliwą lekcję z erystyki, przy czym więcej tu zabiegów PR-owych niż rzeczywistej empatii. Ot, pasterz, który poszedł z duchem czasu i mami swoją owieczkę obietnicami bez pokrycia. Istotne jest to, że za listami kryje się tak emocjonalny dramat bohatera, jak i potężna zmowa milczenia, która siłą rzeczy chroni Preynata. Ozon nie tyle ją krytykuje, co po prostu obnaża, pokazując jednocześnie, jak wolno mielą kościelne młyny - Franciszek wie o problemie i nakazuje natychmiastową reakcję, jednak Barbarin wciąż gra na zwłokę. Gdzieś na najgłębszym poziomie pedofilia w tej perspektywie zostaje odczytana przez pryzmat jednej wielkiej mistyfikacji. Oprawca oszukuje niewinne dziecko i swojego przełożonego, a ten ostatni z nie do końca jasnych przyczyn chce wyprowadzić w pole Watykan. Koło się zamyka.
Znacznie lepiej jest w drugiej części filmu, w której twórca przechodzi z formy kronikarskiej czy paradokumentalnej w stronę ekranowej publicystyki - ta w wielu z nas wybudzi skojarzenia z oscarowym
Spotlight. Walnie pomaga w tym zmiana protagonistów, którzy razem tworzą unikalną mozaikę: oficjalność działań Alexandre'a znajduje swoje nieoczekiwane dopełnienie w żywiołowości Francois i dobroduszności walczącego z własnymi demonami Emmanuela. Bodajże najmocniej działają te sceny, w których zostają oni skonfrontowani z dawnym oprawcą. Ten chce mówić do nich per "ty", traktuje ich jak własne dzieci, by później wypowiedzieć szokujące: "Tak, skrzywdziłem ich, ale po co znowu ta przemoc?". Rozumie, a jednak nie rozumie. Krzywdę, którą wyrządził, najpełniej poznamy poprzez śledzenie losów Emmanuela. Zobaczymy więc zmiany cielesne, ale też mentalne, przekładające się na dysfunkcje związkowe i przetrącone pojmowanie ojcostwa. Wybornie w tej roli wypada Arlaud; jest coś niezwykle ujmującego w scenie, w której jego bohater powie w kierunku żony Alexandre'a o "pięknej rodzinie", którą stworzyła z mężem. Kobieta w odpowiedzi wyjawi mu niepokojącą tajemnicę o własnej przeszłości. W tym, jak i w wielu innych momentach przepełnią nas frustracja i bezsilność. Ozon stara się jednak nieustannie rozładowywać nasz gniew poprzez refleksyjne podejście do ukazywanych wydarzeń. Jeśli publicysta, to aż do bólu obiektywny, który pozwoli sobie na wplatanie w historię subtelnych żartów z antykościelnych, zajadłych aktywistów. Prawda jest gdzieś tam, trzeba jej poszukiwać. Tylko ona może nas przecież wyzwolić.
Dzięki Bogu to podszyta głęboką warstwą psychologiczną historia, która nawet poruszając ogólnoświatowy problem kościelnej pedofilii, w pierwszej kolejności powinna być odczytywana jako kameralny dramat. Największą siłą filmu jest to, że reżyser Francois Ozon nie chce zmieniać się w podżegającego do wejścia na barykady rewolucjonistę; proponuje on raczej osobliwą filozofię środka, w której molestowanie dzieci przez księży najpierw trzeba poddać refleksji, by w ogóle próbować tworzyć jakiekolwiek środki zapobiegawcze. Produkcja z pewnością trafia we właściwy czas, dokładając kolejną cegiełkę i nową perspektywę w obrębie debaty publicznej. Co ciekawe, twórca kończąc prace nad swoim dziełem nie wiedział, jaki finał znajdzie historia z rzeczywistego świata, która stała się kanwą jego opowieści - nie zdradzą nam tego nawet napisy końcowe. Śpieszę donieść, że na początku marca kardynał Barbarin został przez francuski sąd uznany winnym tuszowania spraw pedofilskich i skazany na pół roku więzienia w zawieszeniu. Już kilka dni później na ręce Franciszka złożył on rezygnację z funkcji metropolity liońskiego. Tej jednak papież nie przyjął, zachęcając hierarchę do "podjęcia jak najlepszej decyzji dla swojej archidiecezji". Barbarin ostatecznie sam zadecydował o przekazaniu władzy nad metropolią innemu dostojnikowi. Wieści te doskonale kontrastują z otwierającą film sekwencją, w której kardynał na wieży katedry unosi monstrancję nad miastem, spoglądając na nie z góry. Pogłoski o śmierci sprawiedliwości na tym świecie okazały się mocno przesadzone. Dzięki Bogu. A może jednak dzięki człowiekowi?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h