Punktem wyjściowym dla Bastille Day, filmu produkcji francuskiego StudioCanal, jest pomyłka. Młody amerykański kieszonkowiec kradnie torbę, w której jest bomba. Nieświadomy porzuca ją i doprowadza do wybuchu, przez co staje się głównym podejrzanym dla organów ścigania. Jego tropem podąża zarówno paryska policja, jak i niepokorny agent CIA. Ten ostatni dość szybko odkrywa, że za podłożeniem bomby stoi ktoś inny, i nawiązuje (początkowo niechętną) współpracę ze złodziejem. Scenarzyści starali się połączyć typowe kino akcji (są bijatyki, pościgi i strzelaniny) z szytą grubymi nićmi intrygą o podłożu społecznym, z naciskiem na sytuację wewnętrzną we współczesnej Francji związaną z migrantami oraz siłą przekazu internetowego. Niestety w żaden z tych tematów się nie zagłębili, traktując je wyłącznie jako wytrychy fabularne. Efektem jest płytka fabuła będąca odbiciem motywów znanych z wielu innych produkcji, poczynając od Szklanych pułapek. Gdyby chociaż Dzień Bastylii dostarczał mocnych wrażeń lub był nakręcony z rozmachem… Ale nie, to raczej kameralny – jak na film akcji – obraz. Daleko tu do czołowych amerykańskich produkcji, a i Luc Besson pokazywał, że we francuskich klimatach można nakręcić film, który ma znacznie żywsze tempo. Jedno można stwierdzić z całą stanowczością: Idris Elba po raz kolejny nie zawodzi, chociaż poniekąd częściowo się autoplagiatuje, bo w roli agenta CIA kopiuje wiele cech, które były charakterystyczne dla detektywa z Luthera. Przede wszystkim ponownie wykorzystuje mieszankę twardego i nieustępliwego śledczego, który jednak głęboko w środku ma dobre serce i dąży do poznania prawdy. Niemniej potrafi mimiką i zachowaniem na ekranie naprawdę wiele zdziałać, także wywołując drobne elementy humorystyczne. No url Reszta obsady wypada dość przeciętnie. Przyzwoicie sprawdza się znany z Gry o tron Richard Madden w roli kieszonkowca, który przypadkowo popadł w poważne tarapaty. Szczególnie nieźle wypadają sceny interakcji z agentem CIA, jednak większa w tym zasługa Elby, który nadaje ton ich relacji. Reszta postaci sprowadza się do mało istotnych i schematycznych ról, które stanowią wyłącznie tło dla dwójki bohaterów i służą przede wszystkim popychaniu fabuły do przodu. O kreacji czarnych charakterów można w ogóle zapomnieć - są mniej więcej tak rozbudowani jak w filmach akcji ze złotego okresu VHS-ów. Dzień Bastylii to mniej więcej ten sam poziom co na przykład regularnie ukazujące się obecnie filmy akcji z Liamem Neesonem, czyli kino oparte przede wszystkim na kreacji jednego aktora, gdzie nie ma aż tak bardzo spektakularnych scen akcji, a intryga jest dość schematyczna (z pojawiającymi się od czasu do czasu dziurami) i łatwa do przewidzenia. Bezbolesne podczas oglądania, szybko wyparowuje z pamięci po zakończeniu seansu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj