Garfield, tłusty rudy kocur powraca, by raz jeszcze dostarczyć nam dużej dawki humoru i dobrej zabawy. Recenzujemy drugi Tłusty koci trójpak.
Wydawnictwo Egmont kontynuuje przypominanie polskim czytelnikom pasków komiksowych z jednym z najsłynniejszych (a na pewno najgrubszych) kotów w popkulturze, czyli Garfieldem. Na
Garfield. Tłusty koci trójpak. Tom 2 składają się – jak sama nazwa wskazuje – trzy tomy:
Garfield się waży,
Garfield bierze wszystko i
Garfield kiedy coś gryzie. Razem to blisko trzysta stron zabawnych historyjek o rudym żarłoku.
Tematyka historyjek o Garfieldzie w zasadzie nie ulega zmianie. Najczęściej udowadnia on Jonowi (i ewentualnie reszcie mieszkańców) kto jest samcem alfa i szczytowym ogniwem domowego łańcucha pokarmowego, nieustannie coś pożera lub jest zsyłany na dietę. Pojawia się seria pasków, które możemy nazwać „nienawidzę poniedziałków” czy bolesne konfrontacje z brutalnym światem małym (wyjście z łóżka jest takie bolesne) i wielkim (te agresywne psy poza domem, te podstępne drzewa niepozwalające zejść na ziemię). Pojawiają się rzecz jasna i nowe lub w
Garfield. Tłusty koci trójpak #01 mniej eksponowane motywy, jak choćby próby randkowania Garfielda (bardziej udane niż Jona) czy kocia muzyka na płocie.
W historiach z Garfieldem w roli głównej wiele jest humoru, ale ich prawdziwą mocą jest to, że chyba każdy z nas odnajdzie w nich swoje słabostki. Tyle, że rudy kocur czyni z nich zbroję i tarczę, obnosi się z nimi i czyni sedno swojej osobowości. Nie da się ukryć, że jest to… odświeżające.
Jeśli w przypadku recenzowanego tomu można mówić o wadach, to wynikają one przede wszystkim z nagromadzenia historii. Czasem po prostu motywy się powtarzają, a wręcz ma się wrażenie, że dokładnie taki pasek, co najwyżej różniący się drobnymi detalami, już się wcześniej czytało. Dotyczy to przede wszystkim sposobów znęcania się nad Odiem, niechęci do wstawania z łóżka (i generalnie jakiejkolwiek akcji wymagającej odrobiny wysiłku) czy udowadniania Jonowi, kto jest samcem alfa w ich sielskim gospodarstwie domowym. Oryginalnie historyjki te ukazywały się na przestrzeni długiego okresu i czytelnicy (a zapewne także autor) zapominali o pewnych motywach, ale gdy zebrać je razem, jest to zauważalne – choć nie jest tego specjalnie dużo. Być może najlepszym rozwiązaniem jest po prostu czytanie po trochu, a nie pochłanianie albumu na jedno czy dwa podejścia? Choć z drugiej strony ciężko się powstrzymać.
Drugi tom pasków z Garfieldem to potężna dawka humoru, która świetnie sprawdza się na zimowe wieczory. Wystarczy sięgnąć na chwilę, przeczytać parę stron, a od razu poprawi się nastrój: bo chociaż rudy kocur nie jest specjalnie miły dla swojego otoczenia, to nie sposób go nie lubić.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h