20. odcinek „Grimm” zakończył się emocjonującym i zaskakującym cliffhangerem, przez który niejednej osobie serce mogło podejść do gardła, jednak skończyło się tylko na strachu. Nick i przyjaciele w końcu zrozumieli, że z Juliette nie ma żartów, chociaż ona uważa inaczej, traktując wszystko jako dobrą zabawę. W najnowszym odcinku twórcy trochę zabawili się w Hitchcocka: najpierw trzęsienie ziemi, a potem emocje już tylko rosły aż do dramatycznego finału. Do końca dobrnął wątek Renarda, który od wielu odcinków zmagał się z krwawiącymi ranami postrzałowymi, zanikami pamięci, koszmarami i wizjami z sięgającymi po niego czerwonymi szponami. Zapoczątkowany w poprzednim epizodzie motyw Kuby Rozpruwacza znalazł swoje wyjaśnienie w postaci opętania kapitana. Sasha Roiz pokazał tu się ze znakomitej strony aktorskiej, ponieważ z początku wcale nie było takie oczywiste, że to on grasuje po mieście zabijając wesenowskie prostytutki. Garbienie się, modulacja głosu, angielski akcent mogły zmylić niejednego widza. Wychodzi mu to fantastycznie - nawiedzony Renard sprawiał wrażenie naprawdę niebezpiecznego człowieka. Jednak twórcy woleli nie przekombinować wątku i postawili na sprawdzone egzorcyzmy. I dobrze, bo można było tutaj przesadzić, psując niezły efekt. Cały wątek świetnie się wkomponował w fabułę, ponieważ dzięki temu, że był absorbujący dla Nicka i przyjaciół, stał się dobrą wymówką dla twórców, aby trzymać naszego Grimma z dala od domu. To działa i wciąga. [video-browser playlist="695170" suggest=""] Tymczasem swój plan odnalezienia dziecka Adalind realizował Kenneth. To konkretna i inteligentna postać, która bardzo udanie zastąpiła bezbarwnego Victora. Nie zlekceważył matki Nicka, idealnie przygotowując teren zasadzki. Pojmanie Kelly Burkhardt i przejęcie Diany nie poszłoby tak łatwo, gdyby nie pomoc Juliette. Od początku uważałam panią weterynarz za sympatyczną, aczkolwiek dość nudną postać, ale od czasu, kiedy stała się Hexenbiest, nabrała kolorów i charyzmy. Wszystko to dzięki Bitsie Tulloch, która rozkręciła się i wczuła w nową rolę. Aktorka nadała mrocznego wyrazu Juliette, który może wywołać wielkie emocje u widzów. Podzielili się oni na dwa fronty: zachwyconych obrotem wydarzeń i niezadowolonych zmianą na gorsze głównej bohaterki. Przemiana Juliett, która decyduje się na okrutną zemstę, przechodząc na Ciemną Stronę Mocy, jest ukazana wiarygodnie i intrygująco. Podobać się może ten krytyczny moment, w którym Juliette schodziła po schodach po Dianę. Wyszło bardzo klimatycznie i złowieszczo. Ostatnie minuty „Grimm” możemy uznać za najbardziej dramatyczne w całym serialu. Tajemnicze pudło w domu Nicka od razu przywołało skojarzenia z filmem „Se7en”, zresztą słuszne. Widok głowy matki Nicka był porażający, a uczucie spotęgowała głucha cisza przerwana mrożącym krew w żyłach skowytem niedowierzania. Chyba każdy zbierał szczękę z podłogi, ponieważ do tej pory nie zdarzyło się, aby w „Grimm” doszło do tak szokujących wydarzeń, które dodatkowo miałoby tak ogromny wpływ na głównego bohatera i cały serial. Trudno określić, jakie konsekwencje wywoła śmierć Kelly Burkhardt, ale zdaje się, że serial może zmienić kierunek na bardziej odważny i mroczny. Mimo wszystko pojawia się zgrzyt, bo trudno uwierzyć, aby doświadczona, słynąca z dużej ostrożności pani Grimm tak łatwo wpadła w pułapkę. Trochę niedosytu pozostawia też fakt, że nie pojawiła się choć na chwilę Mary Elizabeth Mastrantonio w roli pani Burkhardt. Czytaj również: Filmowe światy braci Grimm Przedostatni odcinek 4. sezonu „Grimm”, poza wiadomymi szokującymi wydarzeniami, był naprawdę emocjonujący i wciągający. Cieszy prowadzenie fabuły, zwroty akcji oraz powrót Trubel. Serial stał się nieprzewidywalny, a to tylko wzmaga apetyt na więcej dramatycznych momentów. "Headache" zdecydowanie narobił smaku na jeszcze lepszy finał.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj