W pewnym sensie pierwsze zdanie filmu jest symboliczne: "to rozpocznie naprawianie wszystkiego". Pod wieloma względami J.J. Abramsowi udaje się naprawić to, co dla wielu fanów popsuła trylogia prequeli. Udaje się odtworzyć atmosferę z Oryginalnej Trylogii w sposób wręcz idealny. Nie ma tutaj nic ugrzecznionego czy infantylnego, czego niektórzy spodziewali się po Disneyu. Nie jest kolorowo, a klimat jest odrobinę cięższy niż w w starych częściach, chyba nawet mocniejszy niż w części III. Są sceny, w których wszystko zazębia się idealnie, gdy dzieją się rzeczy mroczniejsze i poważniejsze, niż moglibyśmy oczekiwać. Zarazem jest tutaj wiele humoru utrzymanego w znakomitym stylu - film potrafi rozbawić w odpowiednich momentach i nie ma tutaj przegięcia w postaci farsy w stylu Jar Jar Binksa. Tutaj gra to należycie i zapewnia frajdę, jakiej widzowie oczekują po Gwiezdnych Wojnach. Abramsowi i Kasdanowi fantastycznie wychodzi tworzenie nowych bohaterów. Prawie wszystkie nowe postacie są znakomicie rozpisane i zagrane z sercem. Rey, Finn, Kylo Ren, Poe Dameron i oczywiście BB-8 są prawdziwi, wyraziści, pasujący do uniwersum i momentalnie wzbudzają emocje. Nie można niczego złego powiedzieć o postaciach, bo idealnie odbierają pałeczkę od Wielkiej Trójki. Nawet Maz Kanata, której w promocji nie widzieliśmy, okazuje się interesująca i dobrze zagrana w technologii motion capture. Jest dopracowana i wygląda świetnie. Największym rozczarowaniem jest Najwyższy Wódz Snoke, którego gra Andy Serkis. Po tej postaci oczekiwać należało czegoś wybitnego, ale jest przeciętnie pod względem kreacji i słabo pod względem technicznym. Animacja Snoke'a jest jedynym niedopracowanym efektem specjalnym i razi sztucznością. Rozczarowanie. No url Efekty specjalne w całym filmie poza tym są na niesamowitym poziomie. Genialna równowaga pomiędzy efektami komputerowymi a praktycznymi daje coś, czego we współczesnym kinie nie ma. Coś, co ogląda się z nieporównywalną radością, podziwem i zaskoczeniem. To wszystko staje się żywe, bardziej wiarygodne i nieprawdopodobnie namacalne. Można uwierzyć w to wszystko tak, jak dawniej przy Oryginalnej Trylogii. Niektóre ujęcia to mistrzostwo, a wykorzystanie prawdziwych krajobrazów jest wzorcowe. Genialnie wyszło Abramsowi tworzenie walk myśliwców - świetne ujęcia, pomysłowe wykonanie i przede wszystkim emocjonujący przebieg. O to chodzi! Jest w tym wszystkim jednak fabularne rozczarowanie. Da się odczuć wtórność - tak jakby Abrams i Kasdan bali się zaryzykować, więc wzięli pewne elementy Nowej nadziei i zmieszali je z kilkoma nowymi. Te zaczerpnięte motywy prawdopodobnie miały być nawiązaniami, ale koniec końców w pewnym momencie Abrams postawił krok za daleko i można dostrzec, że po części powstała powtórka z rozrywki. Bynajmniej nie chodzi o robienie kalki części IV, bo z tym tutaj nie mamy do czynienia. Po prostu przesadzono, gdyż twórcy poszli zbyt bezpiecznym torem oferując za mało naprawdę nowej historii. Problemem jest też wrażenie, że oglądamy wstęp - mamy rozstawienie pionków, delikatne wprowadzenie fabuły świata części nowego kanonu i tyle. Towarzyszy uczucie, że zbyt mało uwagi poświęcono opowiadanej historii, a za bardzo skupiono się na tworzeniu wstępu. Materiały promocyjne nie zdradziły kompletnie nic z fabuły filmu. Nie ujawniono żadnych zwrotów akcji czy powiązań postaci - i to jest plus, bo dzięki temu wielu widzów na pewno będzie zaskoczonych. Większość spoilerowych plotek również się nie sprawdziła. Niektóre rzeczy związane z tożsamością postaci były kompletnie nieprawdziwe. Brak zdradzania fabuły jest sporą zaletą, bo dzięki temu film ogląda się kompletnie inaczej niż cokolwiek we współczesnym kinie. Pomimo wspomnianych podobieństw pojawiają się ciekawe i sprawnie wykorzystane rozwiązania fabularne, które są w stanie pozytywnie zaskoczyć. Nie zrozumcie mnie źle - Star Wars: The Force Awakens to świetne kino z fantastycznymi postaciami i nieprawdopodobnymi efektami specjalnymi. Klimat Gwiezdnych Wojen jest tutaj silny, frajda wielka, a emocje potężne, ale jest na tym wszystkim skaza, której nie powinno być. Mimo tego jest to godna kontynuacja, warta uwagi i głębszej analizy każdego elementu. Imponujące, ale Abrams jeszcze nie jest Jedi, aczkolwiek Jar Jar Abramsem też nie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj