"Hawaii 5.0" ("Hawaii Five-0") oferuje nam dwie sprawy odcinka nadal odcięte od jakichkolwiek przewodnich historii. Wciąż nad tym ubolewam, bo początek 5. sezonu zapowiadał ciekawsze podejście z równowagą pomiędzy proceduralem a serialem z ciągłymi historiami rozpisanymi na całą serię. Twórcom kreatywności wystarczyło tylko na 7 odcinków, bo potem dostaliśmy tylko sprawy tygodnia, często nie za dobre. Najlepiej wypada historia Danno i Amber. Po seansie "Banshee" fajnie zobaczyć Lili Simmons w trochę innej, łagodniejszej odsłonie. Relacja tych postaci jest na pewno sympatyczna, a przygotowany wątek - banalny, ale działający. Choć było wiadomo, jak to wszystko się potoczy, czyli ostatecznie Danno w szarmancki sposób jej wybaczy i będą żyć długo i szczęśliwe, ale nie obyło się bez kilku fajnych niespodzianek. Przede wszystkim walka Danno z oprawcą - dawno nie widziałem w tym serialu, by któryś z głównych bohaterów został tak pokiereszowany. Dobrze, że twórcy jednak pamiętają o ważnym fakcie: to tylko ludzie. Drugi to moment ucieczki autem - w tej jednej scenie nie widziałem Amber, tylko Rebekę z "Banshee". Bezwzględne i satysfakcjonujące. [video-browser playlist="667502" suggest=""] Kryminalna sprawa tygodnia jest poprawnie prowadzona. Potrafi zaciekawić, zawiera solidne zwroty akcji i dobre pomysły. Jednak tutaj twórcy szybko się gubią - weźmy za przykład sceny z agentką z ATF, która najpierw tłumaczy, że psychopata oglądał przez kamerę, jak jego ofiary płonęły się żywcem, by chwilę później zmienić kompletnie wersję i okazało się, że jednak on tam sobie stał i patrzył. Brak mi w tym aspekcie odrobiny konsekwencji. Nie było żadnej wzmianki, że on to nagrywa i potem ogląda drugi raz, więc jak inaczej to traktować? Najgorszy jednak jest w tym brak wykorzystania po raz kolejny już potencjału gościnnego występu. Po co zatrudniać Randy'ego Couture'a do takiej roli i nie dać mu jakiejś porządnej walki z McGarrettem? Gdy Steve wpadł do pokoju hotelowego, miałem nadzieję, że to ten moment, ale nie - twórcy rozczarowują, a moją jedyną reakcją w tym momencie było "To już koniec?". Zbyt szybko i za banalnie zakończono ten wątek. Twórcy po raz kolejny udowodnili, że duet McGarrett-Lou jest doskonały. Aktorzy mają fajną chemię i idealnie zazębiają się pod względem humorystycznym. Ich wątek w tym odcinku bawi i sprawia wielką frajdę. Nie jest to pierwszy raz, gdy panowie świetnie się sprawdzają w duecie, więc pozostaje jedynie mieć nadzieję na więcej. Czytaj również: Bezprecedensowe osiągnięcie „Imperium” i kolejny rekord w środę – wyniki oglądalności Pomimo kilku wyraźnych wad 16. odcinek "Hawaii 5.0" można zaliczyć do udanych. Dobrze się go ogląda, historia jest prowadzona odpowiednio i na nudę nie można narzekać.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj