Hawaii 5.0 ("Hawaii Five-0") oferuje odcinek pod wieloma względami bardzo sentymentalny z uwagi na pełne skupienie na relacji Steve'a (Alex O'Loughlin) z jego zmarłym ojcem. Lubię, gdy twórcy opowiada takie historie - są w nich emocje, z którymi można się identyfikować. A motyw z otwarciem sprawy ojca, by tak naprawdę oddać mu hołd, okazuje się strzałem w dziesiątkę.
Kryminalny wątek jest przemyślany, dopracowany i wciągający. Tak powinna wyglądać dobra samodzielna historii w Hawaii 5.0 - ciekawa, posiadająca kilka niezłych zwrotów akcji i z satysfakcjonującym finałem. Dobrze się to ogląda i nie ma naprawdę na co tutaj narzekać.
[video-browser playlist="630544" suggest=""]
Prawdą jest też to, że cała historia kryminalna jest zaledwie pretekstem do przedstawienia nowej miłości Steve'a. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie, które zostało spotęgowane w ostatniej scenie rozmowy. Bardzo pomiędzy nimi iskrzy i po prostu to musi zaowocować romansem. Nie widzę innej opcji. Na razie trudno cokolwiek sensownego o tej dziewczynie powiedzieć, jednak mam mieszane odczucia.
To, co naprawdę mnie zachwyca teraz w Hawaii 5.0, to ciągłość fabularna, która była praktycznie nieobecna w 4. serii. W końcu czuć, że scenarzyści mają pomysł na cały sezon - jest on przemyślany, a każdy odcinek odgrywa w nim istotną rolę. Choć główny wątek tym razem pozostaje w tle, to i tak buduje on emocje i zwiększa oczekiwania. Ostateczne potwierdzenie przypuszczeń Jerry'ego (Jorge Garcia) musi w następnym odcinku dostarczyć wielu wrażeń.
Czytaj również: Sarah Jane Morris gościnnie w "Hawaii 5.0"
Hawaii 5.0 z każdym odcinkiem nabiera wyrazu i tego czegoś, co przypomina, dlaczego ten serial odniósł sukces. Jest lekko, przyjemnie, ciekawie i przede wszystkim z pomysłem, dzięki czemu rozrywka jest przednia.