Hawaii 5.0 ("Hawaii Five-0") w 100. odcinku skupia się w większości na McGarretcie (Alex O'Loughlin), który zostaje porwany i jest torturowany. Przez to, co mu robią, ma ciągle jakieś dziwaczne wizje cofające go do czasu wydarzeń z pilota serialu. Do pewnego momentu wszystko rozgrywa się tak, jak to pamiętamy, aż następuje kluczowa zmiana: moment, który doprowadził tak naprawdę do narodzin grupy, w tym śnie nie następuje. Dzięki temu twórcy zaczynają się bawić w wielkie "co by było, gdyby..." i pokazują postacie w zupełnie innych sytuacjach, a nawet w innej charakterystyce. Mowa głównie o świetnej scenie w szpitalu, w której Danno przypomina zachowaniem bawiącego się w kowboja Steve'a niż samego siebie. Całe te "retrospekcje" okazują się naprawdę miłym urozmaiceniem tego odcinka, pokazującym niezłe pomysły, przyzwoitą kreatywność twórców i kilka dobrych scen.

Prawdopodobnie można było się spodziewać, że z okazji 100. odcinka powróci najsłynniejszy czarny charakter serialu. I w tym miejscu mam trochę mieszane odczucia. Z jednej strony fajnie, bo jego pojawienie się często dobrze wpływało na Hawaii 5.0 i tutaj te tortury działają, wzbudzają emocje i potrafią zapewnić wrażenia. Z drugiej jednak brakuje mi w tym odcinku jakiejś soczystej bomby, która mogłaby fabularnie napędzić resztę sezonu. Dostaliśmy zaledwie kilka ogólnych i dość oczywistych informacji, a to zdecydowanie za mało. 

[video-browser playlist="632854" suggest=""]

Pojedynek Steve'a i złoczyńcy może się podobać - jest różnorodny, brutalny i z napięciem. Raczej każdy z nas domyślał się finału i nawet, gdy w momencie mierzenia do siebie z pistoletów montażyści robią cięcie, można było przypuszczać, jaki będzie wynik tego starcia. Hawaii 5.0 sprawiłby gigantyczną niespodziankę, gdyby uśmiercono któregoś z głównych bohaterów. Czy kiedyś twórców będzie na to stać? Mam nadzieję, bo mimo wszystko takie zabiegi działają w tego typu serialach, w których nić emocjonalna łączy bohaterów z widzami. Na razie jednak wygląda mi to na brak odwagi scenarzystów Hawaii 5.0, którzy chcą dostarczać lekkiej i miłej rozrywki, ale wolą nie przekroczyć pewnej granicy. Niby taką bombą odcinka i granicą do przekroczenia powinno być uśmiercenie złoczyńcy, ale jakoś tego nie czuję. On i tak w ostatnim czasie odgrywał jedynie rolę epizodyczną i nie miał tak naprawdę już żadnego znaczenia (a szkoda, bo potencjał był spory...).

Zobacz również: "Backstrom" - teaser nowego serialu Rainna Wilsona

Końcówka natomiast jest taka, jakiej moglibyśmy oczekiwać. Patos wylewa się hektolitrami z ekranu, w tle gra budująca go muzyka, a scenki mogą przypomnieć, za co lubimy ten serial, oraz wywołać emocje. I właśnie z tym mam problem w 100. odcinku Hawaii 5.0 - choć z całą pewnością jest dobry, za bardzo oparto go na nostalgii i emocjach, a za słabo na czymś, co dodałoby mu mocy i znaczenia.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj