Dwa kolejne odcinki iZombie w większości skupiają się na głównym wątku sezonu. Jest coraz ciekawiej.
Rob Thomas, twórca serialu
iZombie wykazuje się pierwszorzędnym wyczuciem czasu. To jest ten moment, kiedy po prostu fabuła musiała na chwilę odejść od spraw pojedynczych odcinków na rzecz głównego wątku, który ostatnio stał w miejscu. Po raz pierwszy w tym sezonie dostajemy w większości historię związaną z odkrywaniem zombie przez świat. Widać, że jest to coś, co twórcy chcą rozwijać i choć początkowo miałem mieszane odczucia, dzięki tym dwóm odcinkom w końcu się do tego przekonałem. Wyjawienie światu istnienia zombie w sposób niepodważalny może kompletnie zmienić oblicze tego serialu. Możemy śmiało powiedzieć, że to ma potencjał, a biorąc pod uwagę wyjątkową kreatywność scenarzystów, mogą go wykorzystać. Drzemie w tym jednak ryzyko, że zmieni to formułę serialu tak bardzo, że straci on swój urok.
Liv po mózgu domniemanego samobójcy z problemami psychicznymi jest ciekawsza, niż oczekiwałem. Wątek pojawienia się jej byłego chłopaka w postaci halucynacji mógł wydawać się niepotrzebny, taki zapychacz, ale twórcy dobrze to wykorzystują. Z jednej strony wątek pozwala Liv uporać się z śmiercią ukochanego, którego musiała własnoręcznie zabić. W lekki, przyjemny, ale nienaganny sposób pozwalają bohaterce rozwinąć się emocjonalnie. Z drugiej strony w stylu serialu wątek jest wykorzystywany w celach humorystycznych. Ten moment, jak Liv całuje się z powietrzem, wygląda przednio i śmiesznie. Natomiast Liv po mózgu wielbiciela teorii konspiracyjnych to już dobry humorystyczny motyw. Kapitalnie wygląda rozmowa Liv, Donnie'ego i Blaine'a o różnych konspiracjach.
Powrót pana Szefa wydawał się niepotrzebny. Po co ta postać w momencie, gdy w zasadzie wszelkie wątki z nim związane zostały zamknięte? I chociaż jego starcie z Blaine'em, gdzie tym razem był na straconej pozycji, jest w porządku zrealizowane i nie ma się do czego przyczepić, nie mogę się przekonać do powtórnego wprowadzenia tej postaci. Fabularny sens to ma, ale czy naprawdę nie można było oprzeć się na czymś nowym i świeżym? Niby można z nowej relacji Blaine'a i pana Szefa wyciągnąć coś ciekawego, więc liczę, że twórcy pozytywnie mnie zaskoczą.
Kwestia porwania Donnie'ego wybornie rozwija główny wątek sezonu. Pozwolono nam spojrzeć na Raviego z innej perspektywy i w innym środowisku. Ravi rzadko działa sam, dlatego też takie sceny mają duży wpływ na rozwój postaci. Zwłaszcza, że jego życie było zagrożone. Najlepiej jednak wygląda ten cliffhanger 10. odcinka, gdy Liv i Blaine wyzwalają z siebie potwory, by wejść tam i zrobić rozróbę. I nie rozczarowują. Dobrze, emocjonująco i z nutką humoru (scena wspólnego jedzenia mózgu z głowy i wejście Raviego).
Zaskakujące jest to, że przywódca grupy ostatecznie nie zabił przyjaciół Clive'a. Wraz z rozwojem tego odcinka jestem prawie pewien, że stoją za tym ludzie z państwa zombie. To wszystko ma na celu doprowadzenie do otwartego konfliktu. Na tę chwilę taki rozwój wydarzeń wydaje się oczywisty, prawda? Szczególnie, że przyjaciółka Raviego okazała się dziennikarką publikującą zdjęcie Liv w stanie zombie potwora. Ten cliffhanger 11. odcinka może bardzo namieszać w tym, jak wygląda rzeczywistość bohaterów. Jest potencjał.
Romans Majora z fanką na razie nie zachwyca. Jest milusio, wesoło i sympatycznie, a potem szybko się kończy. Nie jestem przekonany, czy ten wątek długofalowo ma sens, skoro Major ot tak rzuca kobietę, która wyraźnie chciała mu pomóc. Pewnie romans Liv z jego kolegą też jest skazany na porażkę, bo twórcy koniec końców i tak będą chcieli, by Major i Liv byli razem. Na razie nic ciekawego.
Nie mam większych zastrzeżeń do
iZombie. Śmieszne, emocjonujące, przyjemnie i wciągające. Ten sezon naprawdę jest mocny.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h