Jean-Luc Godard, uwzględniony przez krytyków na bardzo wysokiej pozycji na liście reżyserów wszech czasów, twórca radykalny i inspirujący, według niektórych – rewolucjonista, sam w sobie stanowi doskonały materiał na film. Film, który udźwignie legendę artysty i rozpocznie snucie opowieści od odpowiedniej chwili życiorysu. I tak też się dzieje w omawianym przypadku: zostajemy zapoznani z bohaterem w momencie, gdy ten tworzył Chinkę (dzieło bardzo istotne dla jego kariery) - przy okazji rozpoczynając romans z Anne Wiazemsky, będący jedną z głównych osi fabuły Le Redoutable. Hazanavicius przedstawia różne elementy osobowości bohatera na kilku płaszczyznach: mamy więc tę społeczną, kulturową, a więc artystyczną, a także osobistą i intymną – na tych dwóch torach toczą się dwie historie z życia reżysera, będącego postacią złożoną i pełną sprzeczności. Inteligencja, dowcip, przekora, frustracja, egzaltacja, a czasem wręcz przeciwnie - zachowania bliższe tym bardziej autystycznym  – to wszystko zostaje bezbłędnie sportretowane przez Louis Garrel, świetnie oddającego manieryzmy Godarda. Reżyser jest zresztą wobec bohatera wyjątkowo bezlitosny, choć nie jednostronnie krytyczny. Historia uczucia (i jego rozkładu) pomiędzy Godardem i dużo młodszą Wiazemsky (pełnokrwista, przekonująca i naturalna Stacy Martin) jest chyba tą nieco lepiej nakreśloną; opowiedziana w angażujący i emocjonujący (w żadnym wypadku nie banalny!) sposób. Choć scenariusz powstał w oparciu o biograficzną książkę Waziemsky, Hazanavicius postarał się o nieco bardziej obiektywne spojrzenie na bohatera. Bohatera, który na każdym torze fabuły przechodzi pewne zmiany, przede wszystkim jednak oddalając się od tych, którzy go kochali – kobiety i miłośników jego sztuki. I ona, i oni w pewnym momencie odczuwają już tylko tęsknotę za "wcześniejszym" Godardem. Takim, za jakim – jak można wnioskować – tęskni sam Hazanavicius. Jest więc Le Redoutable swoistym hołdem, jest dziełem dedykowanym sztuce filmowej, w którym sporo jest ironii, ale też nostalgii i tęsknoty – przede wszystkim za dawnym, wciąż poszukującym kinem. Jest też kolejnym dowodem na świetne wyczucie stylu i estetyki reżysera, który zresztą wizualnie nawiązuje do dzieł Godarda, a przy okazji świetnie bawi się formą i tekstem (rozmowa o scenie, w której Anne miałaby wystąpić nago!). Ciężko ocenić, jak dobrze sprawdza się jako rzeczywista biografia – niewątpliwie jednak warto poświęcić trochę czasu i zobaczyć barwny i przemyślany portret człowieka, który zrewolucjonizował kino, nigdy nie będąc do końca pewnym swojej roli jako artysty.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj