Nie mogę zaprzeczyć, że Sleepy Hollow to przeważnie był przyjemny serial. Były naprawdę dobre pomysły na stwory i sprawy z nimi związane oraz ogólną fabułę z jeźdźcami apokalipsy. Potem coś zaczęło się psuć, gdzieś wszystko stawało się coraz bardziej wtórne, mało ciekawe i przeciętnie zrealizowane. Niby czwarty sezon stanowił poprawę po słabej trzeciej serii. Te drobne elementy świeżości w postaci bohaterów i miejsca akcji wprowadziły trochę urozmaicenia. Szybko jednak się okazało, że serial wraca do punkty wyjścia i oferuje znów naciąganą, mało kreatywnie zrealizowaną walkę dobra ze złem. Finał jest potwierdzeniem tego, jak bardzo twórcy się wypalili. Ponowny brak pomysłów lub słabość w ich przedstawieniu rzuca się w oczy. Najbardziej komicznie wypada spotkanie Ichaboda z... samym diabłem. Wizualnie szatan wygląda i zachowuje się jak Dwie Twarze z filmu Batman Forever. Kiczowate, wtórne i nieciekawe. Zmarnowany potencjał na wprowadzenie czegoś naprawdę dobrego. Plusem serialu zawsze są odwołania do przeszłości, bo w tym miejscu przeważnie są naprawdę dobre pomysły i są one przedstawiana w sposób atrakcyjny. Dlatego też motyw z odnalezieniem magicznych artefaktów to jeden z niewielu udanych w tym finale. Po prostu w tym jest przyjemny klimat, który przypomina o najlepszych momentach serialu. Kiedy jednak dochodzimy do bezpośredniej konfrontacji z jeźdźcami apokalipsy, to wszystko znika. Dostajemy rzecz absurdalną, głupią i naciąganą. Kicz wylewa się z ekranu. Jak to źle wygląda, gdy bohaterowie z banalnymi zabawkami biją się z demonicznymi postaciami, które bez problemu przebijają się przez zawodowych żołnierzy. Przypomina to trochę takie Arrow, gdzie nagle z charyzmatycznych złoczyńców trzeba zrobić w walce mięczaków bez swoich wyjątkowych mocy. Kompletnie tego nie kupuje. Totalne nieporozumienie. Najgorsza jednak jest ostateczna konfrontacja z głównym czarnym charakterem. Podczas recenzowania tego sezonu kilkakrotnie wspominałem jak bardzo zła jest to postać. Jak bardzo kiczowata, kreskówkowa i niepotrzebna. I ostatni odcinek potwierdza to dość dobitnie. Z jednej strony widzimy go w towarzystwie Henry'ego, więc konfrontacja z charyzmatycznym Johnem Noble od razu wypada na niekorzyść głównego złoczyńcy czwartego sezonu. Z drugiej strony zakończenie jest strasznie antyklimatyczne. Bez emocji, dramaturgi, tylko raz dwa i po sprawie. Jakby ten czarny charakter był zwyczajnym zbirem, którego bohaterowie zabijają w zwykłym odcinku. Jeszcze gorzej wypada cliffhanger, bo twórcy nawet nie spróbowali jakoś zamknąć tej historii. Z jednej strony ma on w sobie coś klimatycznego, gdy widzimy Krakena i żartujących bohaterów, ale z drugiej strony co najwyżej przeciętny czwarty sezon pokazał, że ten serial nie powinien być kontynuowany. Nie ma tutaj już dobrego pomysłu, kreatywności za kulisami i sensu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj