Jeździec bez głowy: sezon 4, odcinek 13 (finał sezonu) – recenzja
Cały czwarty sezon serialu Jeździec bez głowy sprawiał wrażenie robionego na siłę i bez pomysłu. Finał jedynie to potwierdził.
Cały czwarty sezon serialu Jeździec bez głowy sprawiał wrażenie robionego na siłę i bez pomysłu. Finał jedynie to potwierdził.
Nie mogę zaprzeczyć, że Sleepy Hollow to przeważnie był przyjemny serial. Były naprawdę dobre pomysły na stwory i sprawy z nimi związane oraz ogólną fabułę z jeźdźcami apokalipsy. Potem coś zaczęło się psuć, gdzieś wszystko stawało się coraz bardziej wtórne, mało ciekawe i przeciętnie zrealizowane. Niby czwarty sezon stanowił poprawę po słabej trzeciej serii. Te drobne elementy świeżości w postaci bohaterów i miejsca akcji wprowadziły trochę urozmaicenia. Szybko jednak się okazało, że serial wraca do punkty wyjścia i oferuje znów naciąganą, mało kreatywnie zrealizowaną walkę dobra ze złem.
Finał jest potwierdzeniem tego, jak bardzo twórcy się wypalili. Ponowny brak pomysłów lub słabość w ich przedstawieniu rzuca się w oczy. Najbardziej komicznie wypada spotkanie Ichaboda z... samym diabłem. Wizualnie szatan wygląda i zachowuje się jak Dwie Twarze z filmu Batman Forever. Kiczowate, wtórne i nieciekawe. Zmarnowany potencjał na wprowadzenie czegoś naprawdę dobrego.
Plusem serialu zawsze są odwołania do przeszłości, bo w tym miejscu przeważnie są naprawdę dobre pomysły i są one przedstawiana w sposób atrakcyjny. Dlatego też motyw z odnalezieniem magicznych artefaktów to jeden z niewielu udanych w tym finale. Po prostu w tym jest przyjemny klimat, który przypomina o najlepszych momentach serialu.
Kiedy jednak dochodzimy do bezpośredniej konfrontacji z jeźdźcami apokalipsy, to wszystko znika. Dostajemy rzecz absurdalną, głupią i naciąganą. Kicz wylewa się z ekranu. Jak to źle wygląda, gdy bohaterowie z banalnymi zabawkami biją się z demonicznymi postaciami, które bez problemu przebijają się przez zawodowych żołnierzy. Przypomina to trochę takie Arrow, gdzie nagle z charyzmatycznych złoczyńców trzeba zrobić w walce mięczaków bez swoich wyjątkowych mocy. Kompletnie tego nie kupuje. Totalne nieporozumienie.
Najgorsza jednak jest ostateczna konfrontacja z głównym czarnym charakterem. Podczas recenzowania tego sezonu kilkakrotnie wspominałem jak bardzo zła jest to postać. Jak bardzo kiczowata, kreskówkowa i niepotrzebna. I ostatni odcinek potwierdza to dość dobitnie. Z jednej strony widzimy go w towarzystwie Henry'ego, więc konfrontacja z charyzmatycznym Johnem Noble od razu wypada na niekorzyść głównego złoczyńcy czwartego sezonu. Z drugiej strony zakończenie jest strasznie antyklimatyczne. Bez emocji, dramaturgi, tylko raz dwa i po sprawie. Jakby ten czarny charakter był zwyczajnym zbirem, którego bohaterowie zabijają w zwykłym odcinku.
Jeszcze gorzej wypada cliffhanger, bo twórcy nawet nie spróbowali jakoś zamknąć tej historii. Z jednej strony ma on w sobie coś klimatycznego, gdy widzimy Krakena i żartujących bohaterów, ale z drugiej strony co najwyżej przeciętny czwarty sezon pokazał, że ten serial nie powinien być kontynuowany. Nie ma tutaj już dobrego pomysłu, kreatywności za kulisami i sensu.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat