W kwietniu minęło 80 lat od komiksowego debiutu Supermana - tamto wydarzenie nie tylko zapoczątkowało, ale i na zawsze odmieniło znaną z historii obrazkowych rzeczywistość superbohaterów. Człowiek ze Stali przez dekady stał się bodajże najważniejszym z nich, postacią, którą dziś odbieramy jako pełnoprawną ikonę popkultury, pewnego rodzaju symbol, na trwałe już zakorzeniony w naszych umysłach. U źródeł stworzenia herosa leży jednak niezwykle interesująca i nader często zaskakująca historia, którą właśnie mamy okazję poznać dzięki komiksowi Joe Shuster. Opowieść o narodzinach Supermana. Jego scenarzysta, Julian Voloj, postanowił, że to sam Joe Shuster będzie narratorem albumu. Artysta zabiera nas w podróż po początkach swojej kariery, przedstawia rodzącą się relację z drugim z twórców najważniejszego ze współczesnych herosów, Jerry Siegel, kreśli wizję wpływu wymyślonej przez siebie postaci na amerykańskie społeczeństwo. Naszą uwagę zwróci przede wszystkim pierwiastek ludzki całej opowieści. Traktuje ona przecież o dwóch naiwnych młokosach, którzy w drodze po komiksowe złote runo musieli mieszkać na ulicy, pracować w zapomnianych przez świat dziurach czy walczyć z nieuczciwym wydawnictwem. Jestem przekonany, że jeśli masz w sobie choć odrobinę miłości do trykociarzy, ta powieść graficzna wciągnie cię bez reszty. Joe Shuster. Opowieść o narodzinach Supermana to historia pełna wzlotów i upadków, przy czym nie idzie tu wyłącznie o życie Shustera i Siegela. Voloj niezwykle starannie szkicuje i oddaje wiele niuansów mających wpływ na świat komiksu, raz po raz akcentując rozmaite starcia twórców z wydawnictwami jawiącymi się tu jak korporacyjne molochy. Przez karty powieści graficznej przewiną się więc takie postacie jak Bob Kane, Stan Lee czy Jack Kirby - ich obecność ma pokazać, że komiksowi giganci niejednokrotnie musieli zmagać się z tymi samymi problemami, a pieniądz potrafił poróżnić wielu z nich na długie lata. Voloj rozwija oś fabularną w taki sposób, że bezstronne podejście do opowieści coraz częściej będzie zamieniać się w komentarz i swego rodzaju dziejową przestrogę. Scenarzysta kocha bowiem świat komiksu jak mało kto, a w jego historii dostrzega niepokojące zależności, najczęściej finansowe, które deformują artystyczne szaleństwo i twórczą swobodę. Gdy jeszcze dotykają one tak skromnego i wycofanego człowieka jak Shuster, nawet Superman niekoniecznie pomoże...
Źródło: Egmont
Voloj bardzo precyzyjnie oddaje ducha pierwszych lat komiksu superbohaterskiego, bez zbędnego lukru narracyjnego, pokazując, że rządziła nim przede wszystkim ludzka bezwzględność i czasami trudne do pojęcia machinacje. Joe Shuster. Opowieść o narodzinach Supermana to pozycja klarowna i przejrzysta - nawet nie mając wielkiej wiedzy na temat początków współczesnych herosów, możemy odnaleźć się i delektować procesem ich tworzenia. Choć głównym zamiarem scenarzysty jest zaprezentowanie graficznej biografii Shustera, to czytelnik wiele razy w trakcie lektury będzie miał wrażenie, że życie tytułowego bohatera nie może być rozpatrywane inaczej niż w kontekście oceny całej branży. Dodajmy do tego jeszcze kapitalną warstwę graficzną, za którą odpowiada Thomas Campi. Rysownik doskonale oddaje ducha każdej z przedstawianych w albumie epok, a to zaklinając lata 30. w nieco baśniowym, choć świetnie kontrastującym z wszechobecnym brudem i biedą krajobrazie, a to korzystając z tradycyjnej kreski, gdy plansze odnoszą się do kolejnych dekad.
Powieść graficzna w kilku momentach pokaże nam związane z komiksami wydarzenia (krucjata doktora Werthama, senatorskie śledztwo), które Voloj traktuje nieco po macoszemu, jakby wychodził z założenia, że każdy z czytelników ma wiedzę na ich temat i sam potrafi nadać konkretnej sprawie szerszy kontekst. Pozostaje jednak życzyć odbiorcom, by Joe Shuster. Opowieść o narodzinach Supermana stała się dla nich raczej dopełnieniem innych lektur o historii komiksu, nawet jeśli kilkanaście stron przypisów uświadamia, jak gigantyczną pracę wykonał scenarzysta i jak bardzo pieczołowicie chciał zadbać o realizm swojego dzieła. Hołd dla twórców Człowieka ze Stali z pewnością został złożony, jednak być może najważniejszy wniosek płynący z lektury jest taki, że czasem samo marzenie to za mało, by na tym świecie postawić sobie artystyczny pomnik. Czasami potrzeba szczęścia, czasami dobrej konfiguracji planet - ot, z Ziemią w jednej linii musi ułożyć się... Krypton.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj