Kolejny album Moebiusa wydany przez Egmont nie jest stricte komiksem. To w zasadzie przegląd ilustracji artysty wykonanych na przestrzeni co najmniej dwudziestu lat. I to właśnie ten album stanowi najdobitniejsze świadectwo talentu i geniuszu komiksowego klasyka.
Prawdziwy talent przez całe życie musi się rozwijać. Często bywa tak, że niektórzy wielcy artyści po latach osiadają na laurach i przestają tworzyć dzieła, które pasjonują ich odbiorców. W przypadku Moebiusa widać coś przeciwnego - nieustanne twórcze poszukiwania, zmiany stylu rysowania oraz ciągła ciekawość świata, czy nawet wszechświata. Tego rzeczywistego i tego rodzącego się w wyobraźni artysty. Świadczy o tym zestaw ilustracji zawartych w
Kronikach metalicznych. Chaosie. Ich bogactwo - i nie chodzi tu jedynie o liczbę, choć ta też robi wrażenie - po prostu zachwyca.
Zanim jednak przejdziemy do uzasadniania tego zachwytu, warto pochylić się nad zamieszczoną w albumie przedmową Daniela Pizzoliego. Generalnie, ten dosyć długi wstęp powinni przeczytać wszyscy, którzy parają się recenzowaniem komiksów, bo w postaci tego tekstu będą mieli wzorzec tego, jak powinno się pisać o sztuce graficznej. To wybitna analiza i interpretacja prac artysty, próbująca zebrać w jedno wszystkie najważniejsze aspekty dzieł
Moebiusa. Inspiracje, opisy poszczególnych technik graficznych, interpretacje wielu reprezentatywnych ilustracji i opis ścieżki rozwoju. Czyta się tę przedmowę z rodzajem zazdrości i podziwu dla Pizzoliego, który perfekcyjnie ubiera w słowa to, co każdy wrażliwy odbiorca powinien czerpać z dzieł artysty.
Po tym słowie wstępu czas już jednak na pełne czerpanie przyjemności z oglądania ilustracji dzieł mistrza europejskiego komiksu. Na kartach albumu, który w zasadzie można nazwać artbookiem, znajdziemy setki prac Moebiusa. Inaczej niż w przypadku autorskich komiksów autora, nie musimy tu podążać za historią, tylko skoncentrować się na kontemplacji przeróżnych obrazów. Są tutaj ilustracje z archiwum artysty, ale też prace wykorzystane w reklamach lub ilustracjach książkowych klasyki science-fiction. To szczególnie przy tych reklamowych i książkowych pracach od razu widać, że Moebius nie był odtwórcą, nie był zwykłym rzemieślnikiem. W każdym z obrazów starał się dodać coś od siebie, starał się zaintrygować odbiorców, starał się za każdym razem poszukiwać czegoś nowego korzystając z nowych środków wyrazu. I przede wszystkim, w formie pojedynczych obrazów (choć w albumie znajdziemy też trochę mini komiksów) starał się opowiedzieć konkretną historię.
Tu chyba tkwi tajemnica sukcesu Moebiusa. Nie tylko w nieustannym rozwijaniu swojej twórczości i wykorzystywaniu nowych technik, ale właśnie w umiejętności opowiadania niezwykłych historii nawet na pojedynczych obrazkach. Forma artbooka pozwala na dłuższe zatrzymanie się przy wielu z nich i wniknięciu w tę opowieść, którą artysta roztacza przed naszymi oczyma. Pizzolli we wstępie zwraca uwagę na przeróżne szczegóły, które mogą mieć wpływ na odmienny od początkowego wrażenia sens danej ilustracji. Przeróżne szczegóły rozbudowują tu w niezwykły sposób świat przedstawiony, który równie dobrze może ulec rozbudowie w naszej wyobraźni. Interpretacja rodzi się z wielu pytań. Co zawiera butelka na ilustracji? O czym mogą rozmawiać bohaterowie? Na co patrzą? Co robią ( z reguły dosyć dziwnie zachowujący się) bohaterowie drugiego planu? Oto mnogość tajemnic i mnogość prawdopodobnych na nie odpowiedzi. Moebius kreuje przed nami często zadziwiające światy, które po prostu zapraszają do pełnego w nich zanurzenia się. A to świadczy o ogromnej i wpływającej na odbiorcę wyobraźni artysty. Dlatego też Egmontowi należą się szczególne słowa uznania za wydanie tego albumu - powinien mieć go w kolekcji każdy miłośnik sztuki komiksowej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h