Pierwsze Listy do M. były w Polsce niesamowitym kinowym przebojem. Część drugą prawdopodobnie czeka taki sam los, głównie dlatego, że to świetnie skrojona świąteczna komedia.
Komedie romantyczne to gatunek filmowy, którego zwykle się nie poważa, który kojarzy się głównie z paniami wyciągającymi niechętnych panów na seanse. Zdarza się jednak, iż płeć brzydka na seansie nie będzie się krzywić, a może nawet stwierdzi, że nieźle się bawi. Przykładem na taki pozytywny wyjątek są Listy do M. 2 – wiele osób film ten może przyjemnie zaskoczyć.
Mamy tu do czynienia z wyjątkowo dobrze odrobioną lekcją z amerykańskich komedii romantyczno-świątecznych, choć wszystko przyprawiono tak, abyśmy nie mieli wątpliwości, że te historie rozgrywać się mogą wyłącznie w Polsce. Głównym składnikiem jest rzecz jasna humor, tylko nieco dominujący wątki sercowe, z nutą pieprzności, momentami też goryczy; w tej części świątecznej opowieści znalazło się też trochę miejsca na komizm nieco bardziej absurdalny. Przoduje tu gównie Tomasz Karolak, a więc najbardziej niesforny Mikołaj pod Słońcem, i to on najmocniej zapadnie Wam w pamięć po seansie. Rywalizować z nim mogą tylko sielankowo-świąteczne obrazki z przysypanej śniegiem i obwieszonej lampkami Warszawy.
No url
To film-kolaż, na który składa się kilka mniejszych historii, które mniej lub bardziej się przeplatają. W większości z nich powracają bohaterowie znani z pierwszych Listy do M. 2, dojdzie ledwie kilka nowych wątków. Czy bywa przewidywalnie? Oczywiście. Ale też nie chodzi o to, by kogoś zaskakiwać. Mamy się trochę wzruszyć, trochę pośmiać, przy czym to drugie wychodzi dużo lepiej, bo na tym pierwszym polu bywa różnie, momentami zbyt ckliwie. Prawda jest również taka, że wątkom humorystycznym poświęcono najwięcej czasu, podczas gdy choćby historia śmiertelnie chorej matki i jej rodziny od czasu do czasu powraca tylko w krótkich scenach.
Nie oczekujcie kina wybitnego, ale wybitnie rozrywkowego, czegoś na poziomie na przykład The Holiday z Jude'em Law i Cameron Diaz. Choć z – niestety – gorszym aktorstwem, zwłaszcza ze strony Magdaleny Lamparskiej, której poświęcono sporo czasu na ekranie, a która wyraźnie odstawała od reszty obsady.
Listy do M. 2 to, mimo nielicznych wad, film nad wyraz udany. Do bólu świąteczny, do bólu romantyczny, z mnóstwem lokowania produktu, trudno jednak narzekać na to, gdy idzie się do kina na bożonarodzeniową komedię romantyczną. Przede wszystkim film ten jest pełen ciepła i humoru.