Na długo nim królową Ravennę (Charlize Theron) przeraziła rozkwitająca uroda Śnieżki i postępujące widmo utarty władzy, Ravenna w cichości przyglądała się, jak jej siostra, Freya (Emily Blunt), po bolesnej zdradzie, która złamała jej serce, opuszcza Królestwo. Potrafiąca zamrażać swoich wrogów Królowa Lodu Freya spędza lata w samotności, tworząc legion śmiercionośnych łowców, w którego zastępach znajdują się Łowca Eryk (Chris Hemsworth) i wojowniczka Sara (Jessica Chastain), którzy kierują się jedną zasadą: nigdy nie kochać. Kiedy Freya dowiaduje się o losach swej siostry, wzywa swoich zaufanych łowców, by sprowadzili Magiczne Zwierciadło… ‌The Huntsman: Winter's War to kontynuacja filmu sprzed trzech lat, który poziomem utrzymywał niższe stany średnie. W dobie posuchy na rynku fantasy blockbusterów ta produkcja była nawet zjadliwa - o ile się zapomniało o obecności drewnianej Kristen Stewart. Motorem napędowym tamtego filmu była wyrazista i więcej niż dobra Charlize Theron i to na nią spadł ciężar dociągnięcia tego słabego obrazu do końca. Kontynuacja próbuje jednak obrać inną drogę i swój ciężar przenosi na Chrisa Hemswortha oraz towarzyszące mu gwiazdy. Co prawda Charlize Theron występuje w tym filmie, ale jej rola zostaje zmarginalizowana w stosunku do poprzedniej części. Role kobiece tutaj przypadają Emily Blunt i Jessice Chastain. Niestety nie wygląda to za dobrze. Lubię aktorstwo Blunt, ale w tym filmie jej kreowanie postaci sprowadza się do operowania kilkoma minami i wykrzykiwania danych kwestii. Jej czarny charakter jest pozbawiony pazura i wyrazistości. Zupełnie inaczej prezentuje się Jessica Chastain. Śmiem nawet twierdzić, że jest ona największą zaletą tego filmu. Jako jedyna z obsady w dobry sposób przekazuje uczucia swojej bohaterki i to raczej ona, a nie Łowca wzbudza zainteresowanie widza. Mamy kolejny dowód na to, że blockbustery obecnie płcią kobiecą stoją i to one są teraz motorem napędowym efektownych widowisk. No url W warstwie filmowej nie można zbytnio niczego pochwalić. Najbardziej tutaj kuleje scenariusz - jest do bólu odtwórczy. Widz może spokojnie obserwować rozwój akcji i zgadywać kolejne cliffhangery. Posunę się nawet do stwierdzenia, że film nie stara się niczym widza zaskoczyć. Nie wiem, co jest gorsze: ta przypadłość czy bijące oczywistością, robiące z widza idiotę dialogi. Jednak scenariusz mało wyrazisty można jakoś obronić, o ile obraz ma jakąś swoją autonomiczną tożsamość albo element charakteryzujący, oddzielający go od reszty. Tutaj niestety nic takiego nie znajdziemy. The Huntsman: Winter's War to typowa popelina, która trzyma się bezpiecznie schematów i boi się zaryzykować, boi się wciągnąć widza w jakąś pułapkę stylistyczną, boi się go zaprosić do dialogu. Pozytywnym elementem filmu jest natomiast warstwa audiowizualna, która dobrze dopasowuje się z efektami specjalnymi. Śnieżne bezkresne przestrzenie, ciepłe wiosenne krainy… Myślę, że dla tych widoków, a także dla naprawdę dobrze wykonanych efektów specjalnych warto poświęcić te kilka dodatkowych złotych i wybrać się na wersję 3D. Całość filmu jest okraszona kompozycjami Jamesa Newtona Howarda, który niestety zwykle zajmuje się robieniem „dobrej muzyki do złych filmów” i nie inaczej jest w tym przypadku. Jego soundtrack pompuje u widza emocje i tworzy poczucie przygody, w której widz mógłby się bez problemu zatracić, gdyby nie słabość materiału źródłowego. The Huntsman: Winter's War to nie jest słaby film - jest to film po prostu do bólu odtwórczy, bazujący na schematach i pozbawiony własnej tożsamości. Przez to można śmiało odpuścić sobie seans w kinie i po prostu poczekać na jakąś emisję za kilka miesięcy w TV. No, chyba że jesteście wielkimi fanami klimatów fantasy, wtedy możecie się dobrze bawić.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj