Seans trzeciego odcinka nie napawał optymizmem. Cóż za mało interesująca „zapchaj dziura”. Wątek skorumpowanych gliniarzy skończył się tak, jak się zaczął – bezbarwnie, mało kreatywnie i topornie. Typowy wypełniacz czasu pomiędzy bardziej znaczącymi wydarzeniami. Co gorsza, pozostała część epizodu również nie imponowała atrakcyjnością. Oczywistym jest fakt, że twórcy tym odcinkiem kładli fundamenty pod dalsze wydarzenia. Wprowadzenie Galindo w akcję Pottera, machinacje Emily czy działania Dity będą miały konsekwencje w dalszych odsłonach. Sęk w tym, że można to było zrobić dużo ciekawiej. Po raz kolejny kłaniają się słabości scenarzystów, którzy do pewnych rozwiązań stosują gotowe schematy. Wynikiem tego, w odcinku zapanowała nuda, której nie była w stanie zmienić ani heroinistka na usługach Mayans MC, ani Emily rozgrywająca swoją partię szachów w urzędzie miejskim. Sytuacji nie poprawił również Alvarez, zamieniający się na moment w dobrego wujka dla cierpiącej dziewczynki. Twórcy próbowali ubarwić historię brudnych glin makabreską z udziałem matki jednego z nich. Nie powiem, masakra z udziałem starszej pani była całkiem zabawna, jednak stanowiła tylko kroplę w morzu marazmu. Czarę goryczy przelała Dita i jej romans z Felipe. Sposób, w jaki twórcy prowadzą ten wątek, woła o pomstę do nieba. Mimo że przeszłość kobiety i ojca EZ może mieć coś wspólnego z zabójstwem matki Reyesów, to i tak całość pachnie nieładnie południowoamerykańską operą mydlaną. Niestety, ta historia nie poprawia się w dużo lepszym czwartym epizodzie. Ma to chyba związek z dość przerysowaną postacią Dity, której osobowość balansuje na granicy czarnej wdowy i babci na gigancie. Trzeci odcinek kończy się wizytą Reyesów u Happy’ego. To idealny cliffhanger przed spotkaniem, na które wszyscy czekali. Jak wypadł pierwszy cross over SOA i Mayans z prawdziwego zdarzenia? Całkiem nieźle, choć do perfekcji nieco zabrakło. Dyskusyjny wydaje się przede wszystkim finał konfrontacji. Happy wychodzi cało z beznadziejnej sytuacji. Ba, pojawia się nawet pewna nić porozumienia pomiędzy braćmi i członkiem SAMCRO. Bardziej w stylu Suttera i Synów Anarchii byłoby, gdyby Happy dostał kulkę w łeb. Dobrze jednak, że twórcy nie wybielili motocyklisty. Tak, był on mordercą do wynajęcia. Tak, zabił matkę chłopaków. Jest więc bezlitosnym zabójcą – nie ma tu mowy o jakimś nieporozumieniu. Samo przesłuchanie w domu Happy’ego miało kilka dobrych momentów. Wycinanie tatuaży to motyw żywcem wyjęty z Synów Anarchii, podobnie jak twardziel ze stali, mięknący na widok cierpiącego psa. Ważne też, że wątek zabójstwa matki Angela i Ezekiela wciąż się rozwija. Są już pewne przesłanki, gdzie będzie on prowadził, jednak zostawmy to na razie w sferze dywagacji. Tortury Happy’ego to clue czwartego epizodu, ale odsłona miała również kilka innych mocnych punktów. Twórcy pozwolili akcji toczyć się w znanym z poprzednich odsłon rytmie, co wyszło całości na dobre. Oczywiście nie obyło się bez mielizn fabularnych i ślepych uliczek (nieszczęsna Dita), ale odcinek robił naprawdę dobre wrażenie. Wreszcie na pierwszym planie znalazła się nieskrępowana akcja. Świetnie wypadła konfrontacja Mayans z „gangiem pakerów”. Dobrze ogląda się te wspaniałe dwukołowce w dynamicznych scenach – widać, że na tego typu rozwiązania poszła spora część budżetu. Warto dodać, że dostaliśmy w tym wątku debiut Roberta Patricka w roli członka Synów Anarchii. Debiut udany,  należy dodać. Wszystko wskazuje na to, że będzie on reprezentantem SAMCRO w toczących się wydarzeniach. Bardzo dobrze obserwuje się również chemię pomiędzy Adelitą i Galindo. Para bohaterów zaczyna się rozumieć – pojawia się tutaj coś więcej niż tylko zawodowa zależność. Wątek ten został skwitowany akcją z udziałem komandosów Pottera, podczas której Adelita poświęciła się dla dobra sprawy. Przywódczyni rebeliantów w rękach Pottera generuje wiele ciekawych możliwości fabularnych. Fakt, że bohaterka poświęciła się dla Galindo, również będzie miał wpływ emocjonalny na Miguela. Dobry pomysł i odważne rozwiązanie. Pytanie tylko, jak twórcy pociągnął to dalej. Finał czwartego odcinka to piękny utwór, gwieździste niebo i dwaj bracia jadący na motorach po autostradzie. Właśnie takimi momentami SOA zbudował sobie renomę. Dobrze, że również w Mayans udaje się przemycić podobne motywy. Serial na początku drugiego sezonu jest dość nierówny, ale może z biegiem czasu uda mu się włączyć drugi bieg i złapać odpowiednie tempo akcji?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj