Melmoth przenosi czytelników do współczesnej Pragi i – przynajmniej początkowo – koncentruje się na trójce znajomych, może nawet przyjaciół. Prawniczka, badacz, tłumaczka – różne charaktery, typy osobowości, ale coś ich przyciąga do siebie, choć na ich znajomości i związkach widoczne są rysy i pęknięcia. Na orbicie pojawiają się nowe postaci, a relacje między nimi ulegają przedefiniowaniu. Wiele z tego dzieje się za sprawą poznania legendy o Melmoth i kolejnych relacji dotyczących pojawiania się tej enigmatycznej istoty. Wkrótce przeradza się w to obsesję. Kim w ogóle jest tytułowa postać? W literaturze, a pośrednio i w popkulturze, miano Melmoth zaistniało głównie dzięki XIX-wiecznej powieści gotyckiej Charlesa Maturina, będącej wariacją na temat faustowskiego paktu z diabłem i motywu Żyda Wiecznego Tułacza. Perry podąża tym tropem, ale wprowadza własne modyfikacje. U niej Melmoth to kobieta, która zanegowała zmartwychwstanie Chrystusa i została za to skazana na samotną, wieczną tułaczkę. Przyciąga ją smutek, żal i winy za zbrodnie – pragnie przeciągnąć osoby, które dopuściły się takich rzeczy, na swoją stronę, by towarzyszyły w jej karze. 
Źródło: Marginesy
Na powieść Sarah Perry składa się znaczna liczba przeplatających się opowieści, historii w historiach, wtrąceń i zapisków uzupełniających obraz. Poza głównym, teraźniejszym wątkiem autorka serwuje czytelnikom chociażby opowieść chłopca z czasów II wojny światowej, który doniósł na sąsiadów, kobiety sprzed kilkuset lat oskarżonej przez kościelne władze z powodu innej wiary, braci zamieszanych pośrednio w masakrę Ormian w Turcji. Nawet każdy ze współczesnych bohaterów kryje w sobie jakąś mroczną opowieść, która zalega na dnie duszy.
Przesłanie Melmoth jest jasne: każdy z nas ma sekrety; czyny, których się wstydzi. Mogą one być efektem strachu, lenistwa, podążania z nurtem albo po prostu czystej zawiści. Intencje mogą być przeróżne, ale jeśli wewnętrznie się tego nie przepracuje, nie zasłuży się na odkupienie, to zagnieżdżony w nas robak będzie toczył duszę, a my będziemy marnieć. Perry pokazuje różne drogi, pozytywne i negatywne, aczkolwiek bardziej stara się zaoferować więcej nadziei, niż grozić potępieniem. Powieść ma nastrojowy, melancholijny charakter. Wytworzona w ten sposób aura niesamowitości przypomina nieco klasyczne powieści gotyckie. Autorka sprawnie posługuje się piórem, tworząc skomplikowaną (choć, paradoksalnie, pod niektórymi względami niezwykle prostą), utkaną z wielu wątków opowieść, w której krok po kroku zdziera kolejne warstwy tajemnicy, buduje postacie i skłania nas do refleksji nad ich losem – a dzięki temu i nad nami samymi. Tu nie ma prostych odpowiedzi, ale być może pokazana jest ścieżka, którą warto podążać.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj