Na razie FOX robi wszystko, by Brooklyn Nine-Nine zaprezentować jak największej widowni. Poprzedni epizod wyemitowano po Super Bowl, z kolei czternasty odcinek - pt. "The Party" - znalazł we wtorkowej ramówce nowe miejsce tuż po Jess i chłopakach. Komedia ta doceniona została w styczniu Złotym Globem i trudno się z tym wyróżnieniem nie zgodzić. Serial Daniela J. Goora oraz Michaela Schura utrzymuje równy, wysoki poziom od początku sezonu. Wyróżnia się charakterystycznym, przerysowanym stylem, który dostarcza rozrywki w każdym odcinku.
W "The Party" widzowie po raz pierwszy mieli okazję poznać męża kapitana Raya Holta podczas imprezy urodzinowej zorganizowanej w jego domu. To ważny moment dla fabuły i szansa, że wcielający się w Kevina Marc Evan Jackson jeszcze pojawi się w serialu. Mimo stosunkowo poważnej i podniosłej atmosfery najlepsze gagi scenarzyści zafundowali frustratowi Terry’emu. Starał się on za wszelką cenę sprawić, by policjanci wypadli na imprezie przyzwoicie i nie przynieśli wstydu, co oczywiście nie do końca się udało. Zabawnych scen było mnóstwo, ale wyróżnienie należy się chwili, w której Terry zmasakrował swój telefon.
Każdy z bohaterów na imprezie u kapitana Holta pokazał się na swój sposób. Swoje momenty popularności miała niepoprawna psychicznie Gina, talent operowy zaprezentował Scully, a Boyle był w stanie poderwać dwa razy starszą od siebie kobietę w myśl zasady "tyle wygrać". Czerwona sukienka Amy Santiago tylko dodała krasy jak zwykle uroczej bohaterce traktującej przyjęcie jako misję rozpoznawczą i kolejną próbę przypodobania się Holtowi. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że kapitan lubi oglądać Bones i Sherlocka. Trafny wybór.
Czasem się dziwię, że tak dobra komedia, jaką jest Brooklyn Nine-Nine, gromadzi przed telewizorami ledwie 3-4 mln widzów. Pozostaje mieć nadzieję, że stacja FOX w maju nie zrobi nic głupiego i zatrzyma produkcję w swojej ramówce.