Serial Mroczne materie rozgrywa się w świecie, gdzie każdy człowiek jest duchowo połączony ze swoim strażnikiem życiowym, tak zwanym dajmonem. Ten przybiera postać zwierzęcia. Więź między człowiekiem a dajmonem jest uznawana za  świętą, a porządku na świecie strzeże organizacja zwana Magisterium. Jednak Lord Asriel dokonuje na Antarktydzie pewnego odkrycia, które może zaburzyć obecny ład. W kontynuowaniu prac nad tym znaleziskiem bohaterowi pragnie pomóc jego młodziutka krewna, Lyra, jednak Asriel nie chce się na to zgodzić. Wobec tego dziewczyna postanawia wyruszyć w podróż na własną rękę.  Ważnym wątkiem, który twórcy rozbudowują w pierwszym odcinku jest pragnienie Lyri odkrywania świata podobnie jak jej stryj. Scenarzyści bardzo dobrze zabudowywali pewien rozwój tej potrzeby przez cały odcinek wręcz do granic obsesji, przez co wszystkie motywacje i działania bohaterki są bardziej wiarygodne. Mimo tego nie zapomniano o ukazaniu pewnej niewinności, wręcz dziecięcej naiwności postaci, dzięki czemu nie jest ona jeszcze gotową, silną protagonistką, co daje jeszcze sporą sferę do rozwoju. A tę na pewno twórcy wykorzystają w kolejnych odcinkach. Jednak największa zasługa w wiarygodności tej kreacji należy się młodziutkiej Dafne Keen, która bardzo dobrze potrafi oddać emocje, które targają jej bohaterką. Jej Lyra jest zarazem zmotywowana i przebiegła, jednak przy okazji również spragniona uznania i zagubiona. To wszystko nadaje postaci jeszcze większej głębi.  Twórcy w pierwszym odcinku jak to zwykle bywa nakreślają charakter produkcji i zarysowują pewne wątki. I to wychodzi im bardzo sprawnie. Bardzo dobrze kładą fundamenty pod aspekty fabularne, których rozwinięcia jestem bardzo ciekawi w kolejnych epizodach i piszę to jako człowiek nieznający literackiego pierwowzoru. Historia pokazana w pierwszym odcinku jednak nie wprowadziła u mnie zmieszania, wszystkie klocki wchodziły na swoje miejsce i całość była bardzo spójna. Naprawdę dobrze poprowadzono narrację w tym epizodzie, gdzie mimo zaplecenia bardzo złożonych wątków, wszystkie na końcu znajdują ujście na wspólnym torze i bardzo dobrze podróżują równolegle obok siebie. Szczególnie bardzo jestem ciekaw jak rozwinie się wątek relacji Lyry z postaciami Asriela i Marisy, bo zapowiadają się naprawdę nieźle. Wspomniana dwójka dorosłych bohaterów serialu również bardzo dobrze sprawdza się aktorsko. James McAvoy wrzuca sporo siły oraz takiego mroku i zadziora do swojej postaci, której dawno nie widziałem u niego na ekranie. Scena jego przemowy przed uczonymi była naprawdę dobrze napisaną, ale przede wszystkim zagraną sekwencją. Słowa uznania należą się również Ruth Wilson w roli Marisy. Ta aktorka jak nikt inny potrafi swoją słodkością i dystyngowaniem na ekranie wzbudzić zarówno spokój u widza jak i grozę. Na pewno w kolejnych odcinkach będzie miała jeszcze większe pole do popisu dla swoich umiejętności aktorskich. Całość ciekawej intrygi i świetnej, aktorskiej strony dopełniają bardzo dobre zdjęcia i muzyka, które potrafią podbić napięcie, mrok czy beztroskę danej sytuacji. Pierwszy odcinek serialu spełnia wszystkie wymagania epizodu, który ma zachęcić widza do produkcji. Dobrze zarysowane wątki, świetnie napisane postacie z dobrymi kreacjami aktorskimi oraz doskonały aspekt wizualny. Jak dla mnie póki co bardzo udany powrót do ekranizacji trylogii Pullmana. 
fot. HBO
+4 więcej
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj