W kolejnym odcinku Mrocznych materii Lyra i Will trafiają do świata tego drugiego, ponieważ chłopiec musi udać się do prawniczki ojca i poprosić o pomoc finansową dla matki. W tym czasie Lyra, idąc za wskazówką aletheiometru, trafia do pewnej pani naukowiec, która może jej pomóc zrozumieć naturę Pyłu. Natomiast po śmierci głowy Magisterium mają odbyć się wybory na nowego przywódcę organizacji. Marisa rozpoczyna swoje zakulisowe działania, aby to MacPhail otrzymał to stanowisko.
Bardzo w tym odcinku podobał mi się wątek Lyry związany z kwestią Pyłu. Jednak nie tylko to jest ujmujące. Otóż bardzo dobrze ogląda się, jak Lyra ściera się z zupełnie odmiennym od swojego światem, wszelkimi jego najprostszymi elementami, jak choćby smartfonami. To zderzenie z miejscem tak podobnym do tego, w którym wychowywała się Lyra, zostało przeprowadzone naprawdę świetnie, gdyż fascynacja bohaterki miesza się z jej zagubieniem. Dafne Keen, która wciela się w bohaterkę, całkiem nieźle potrafiła oddać te emocje targające jej postacią. Jednak najciekawiej prezentuje się sam wątek Pyłu. Twórcy zabrali nas w bardzo interesujące rejony. Dowiedzieliśmy się, że Lyra potrafi porozumiewać się z Pyłem i dzięki temu może odczytywać wskazówki aletheiometru. Ten temat został jedynie nakreślony w odcinku, jednak zrobiono to tak sprawnie, że jestem ciekaw, jak rozwinie się ten wątek w kolejnych epizodach.
Natomiast nie do końca w tym odcinku podobał mi się wątek Willa. Tak właściwie ograniczał się on tylko do wizyty u prawniczki i dziadków i nie wniósł on za bardzo nic do fabuły. Wydaje się, że twórcy, stawiając mocno w tym epizodzie na wątek Lyry, trochę po macoszemu postanowili potraktować historię Willa i niestety to widać. Jednak to, co nie udaje się Willowi solowo, zmienia się, gdy wchodzi do spółki z Lyrą. Scenarzyści dobrze rozwijają relację tej dwójki bohaterów. Są świetnie napisane dialogowo, a nasz aktorski duet potrafi przekazać w tych słowach jakieś emocje i rozterki jak w scenie, w której Lyra mówi Willowi, że jego ojciec tak naprawdę żyje i muszą go odnaleźć. W tym momencie myślę, że rozwijanie tej relacji będzie jednym z najmocniejszych elementów sezonu, bo już jest dobrze.
Bardzo podobało mi się przedstawienie w tym odcinku wątku Marisy. Do tej pory widzieliśmy ją jako taką bardziej działającą, ekspansywną antagonistkę, która swoimi czynami budziła grozę. Jednak tutaj świetnie ukazano jej manipulatorskie oblicze, gdy w białych rękawiczkach załatwia swoje sprawy, m.in. podpowiedziała, by zbombardowano miejsce, gdzie przebywają czarownice. Bardzo dobrze prezentowały się jej subtelne działania, by na koniec mogła powrócić do bardzo mocnego, demonicznego oblicza. Ruth Wilson, która wciela się w postać, potrafi doskonale "przełączać" w sobie emocje. I to właśnie doskonale oddaje w scenie rozmowy ze świeżo wybranym na głowę Magisterium MacPhailem.
Drugi odcinek nowego sezonu Mrocznych materii dobrze sprawdza się ze strony rozrywkowej i dramaturgicznej. Dobre tempo, ciekawe rozwijanie wątków, świetne aktorstwo. Oby tak dalej.