The Muse to druga książka w dorobku brytyjskiej pisarki Jessie Burton, której debiut, The Miniaturist, sprzedał się w ponad milionie egzemplarzy. W Muzie Burton ponownie sięga do historii, jednak tym razem porusza się w dwóch okresach, latach 30. i 60. dwudziestego wieku. Główną bohaterką Muzy jest Odelle Bastien, która przed pięcioma latami wyemigrowała z Trynidadu do Londynu, gdzie pracuje w sklepie obuwniczym, choć nie jest to szczyt jej ambicji, ponieważ marzy o karierze pisarki. W jej życiu pojawia się Marjorie Quick, która oferuje dziewczynie pracę maszynistki w galerii sztuki Skelton, a Odelle ofertę tę przyjmuje. Wkrótce w galerii pojawia się obraz, na widok którego Quick reaguje bardzo dziwnie, co motywuje Odelle do rozwiązania zagadki tajemniczego płótna. Równocześnie do zdarzeń „współczesnych”, z Londynu lat 60., poznajemy historię austriackiej rodziny Schlossów mieszkającej w Andaluzji w 1936 roku, w przededniu hiszpańskiej wojny domowej. W ich domu, w charakterze pomocy domowej, pojawia się rodzeństwo, Izaak i Teresa Roblesowie. Harold Schloss, zamożny handlarz dziełami sztuki, zainteresowany jest obrazami Izaaka, bardzo zachwalanymi przez jego siostrę. Córka Harolda, Oliwia, również maluje, jednak nie znajduje uznania w oczach ojca, który uważa, że kobiety nie są zdolne do tworzenia prawdziwych arcydzieł. Nie można odmówić Burton braku ambicji: zdecydowała się na stworzenie nie jednego, a dwóch kompletnie odmiennych historycznych światów fabularnych, i jest w tym wiarygodna (na ile może to stwierdzić laik, który coś wie na temat tych okresów, ale nie posiada specjalistycznej historycznej wiedzy). Wykreowane przez nią postaci pasują do lat, w których są umiejscowione. Nie czuć tego, że są bohaterami współczesnymi, którzy zostali jedynie przeniesieni przez pisarza w przeszłość, co jest bolączką wielu dzisiejszych powieści historycznych. Wartości, jakie postaci Burton wyznają, oraz to, jak się zachowują, pasuje do czasów, w których żyją. Nie mamy ich koniecznie polubić – mamy jedynie zrozumieć ich motywację.
Źródło: Wyd. Literackie
Ponownie, podobnie jak w Miniaturzystce, autorka serwuje czytelnikowi skomplikowaną sieć relacji między bohaterami, mnóstwo tajemnic i kilka ciekawych zwrotów akcji. W recenzji debiutu Burton pisałam, że im książka była bliższa końcowi, tym stawała się coraz bardziej melodramatyczna. W Muzie tej melodramatyczności już nie czuć. I chociaż koniec nie jest wielkim szokiem, to według mnie jest bardzo dobrym spleceniem wątków. Malarstwo odgrywa w Muzie znaczącą rolę. Wszystkie obrazy opisywane są przez Burton w sposób niemalże poetycki, żywy, bardzo plastyczny – przywodzi on na myśl to, jak płótna opisuje Donna Tartt w Goldfinch. Tutaj również widać, że pisarka rozumie sztukę i potrafi ją opisać tak, aby czytelnik ją zobaczył. W pewnym momencie Burton ustami Oliwii Schloss mówi czytelnikowi:
Nieraz widziałam, jak sukces zmienia ludzi, jak ich pozbawia twórczego impulsu, jak paraliżuje. Nie potrafią namalować niczego, co nie byłoby marną repliką ich pierwszego dzieła, bo cały świat wyrobił sobie już opinię, kim taki artysta jest i jak powinien tworzyć.
Czy pisarka chciała w ten sposób powiedzieć, że i ją sukces sparaliżował? Być może, jednak obawa, że kolejna książka nie wniesie do jej twórczości niczego nowego, była przedwczesna. Muza jest godną polecenia, pięknie napisaną, zajmującą historią o sztuce, marzeniu o artystycznym uznaniu i sekretach, których skutki mogą trwać przez dziesięciolecia.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj