Hell’s Angel okazało się nieczęstym przypadkiem, kiedy to odcinek poświęcony głównemu wątkowi sezonu bywa mniej wciągający od fillerów. Jakby scenarzyści Nie z tego świata przypomnieli sobie nagle – ojej, a nasza oś fabularna? Przecież musimy wrócić do Ciemności, a przy okazji do Lucyfera, bo oboje ostatnio się nie pokazywali, a wszyscy na nich czekają. Hej, porzućmy zapychacze i zaszalejmy, najlepiej wrzucając wszystko do jednego worka, niech się dużo dzieje. I w Hell’s Angel dzieje się, niestety.
Dzięki nagłej panice scenarzystów dostaliśmy Lucyfera/Castiela odwiedzającego Niebo, by przekonać przerażone anioły, że jest w stanie pokonać Amarę, mały przykład możliwości tejże Amary, która odzyskała siły dzięki cudownie zmartwychwstałej Rowenie, konszachty Crowleya z Winchesterami, nieudaną próbę uwolnienia Castiela od Lucyfera, a na koniec równie nieudaną próbę unicestwienia Ciemności przez uzbrojonego w Rękę Boga Lucyfera, co – wydawałoby się – powinniśmy obejrzeć w finale sezonu. Czyżbym zanadto spolerowała, a co gorsza – streszczała odcinek? Cóż, po prostu dostałam
Hell’s Angel jak cepem po głowie – za mocno, za szybko i niezupełnie z sensem (bo skąd mój przeciwnik wytrzasnął cep, u licha?). Niby wszystko mniej więcej zagrało – Lucyfer, Niebo, Crowley, Ręka Boga, Rowena, Winchesterowie, pułapka, ale po drodze trochę zmęczyły mnie dywagacje, czy należy walczyć z Amarą za pomocą Lucyfera/Castiela, czy też najpierw powinno się wydostać Lucyfera z Castiela i zamknąć go z powrotem w Klatce, a walczyć z Ciemnością na własną, nomen omen, Rękę (Boga).
Żeby nie było, że tylko narzekam, przyznaję, że miejscami
Hell’s Angel oglądało się przyjemnie. Początkowa scena na pustyni z odzyskiwaniem Trąby Jerychońskiej była smakowita, zwłaszcza przy pojawieniu się Crowleya w pełnej - sarkastycznej i nieobawiającej się użycia przemocy - krasie. Do przewidzenia było, że zdetronizowany król Piekła zwróci się o pomoc do braci Winchester, którzy przyjęli to z mieszanymi uczuciami mimo kuszącej sposobności. Zawsze bowiem istnieje jakieś „jeśli”. Pewnym zaskoczeniem było zmartwychwstanie Roweny, aczkolwiek całkiem zgrabnie to wytłumaczono, i jej pojawienie się przy boku osłabionej Amary jako przyszłej zwyciężczyni (w sumie słusznie - fangirlowanie Lucyfera prze Rowenę, choć słodkie, było dosyć nieprawdopodobne).
No url
Winchesterowie byli nieco bezwolni i nie nawalczyli się za wiele, nie licząc przepychanki Sama z pajęczyną, naśmiewania się z nieszczęść Crowleya, przygotowywania sigili i recytowania egzorcyzmów, by (sic!) ratować demona. W międzyczasie Lucyfer wkroczył do Nieba i w nieco wariacki sposób próbował przekonać anioły do przejścia na swoją stronę, co byłoby nawet ciekawe, gdyby anioły nie przypominały gromadki przestraszonych yuppie, a Casifer nie przesadzał z intonacją i mimiką (przepraszam, ale wysiłki Mishy Collinsa jako Casifera mnie nie przekonały, tym bardziej że przez chwilę w odcinku pojawił się Mark Pellegrino, kanoniczny Lucyfer z
Supernatural). Przy okazji padły interesujące teksty o przywarach ludzkości i tabloidowym (oczywiście niewłaściwym i marketingowym) postrzeganiu Lucyfera, który już szykował się, by zostać nowym Bogiem - w przypadku Castiela to już recydywa. Rozważania na temat tego, czy Castiel zechce wyrzucić z siebie Lucyfera, i wszelka troską, jaką okazał mu Dean (Sam był mniej przekonany), stały się bezpodstawne przy bezpośredniej konfrontacji z Lucyferem i aniołem uwięzionym w zakamarku własnej jaźni. Nawet namawiany przez Deana i króla Piekieł Castiel zajmował się jedynie oglądaniem telewizji w wymyślonej kuchni Bunkra Ludzi Pisma – albo to głęboka depresja, albo szaleństwo, ale w żadnym przypadku nie wróży niczego dobrego. Swoją drogą, scena, w której Lucyfer i Crowley bili się wokół niego, a on martwił się jedynie, że coś zniszczą, była całkiem zabawna. Wyraz twarzy Deana, gdy przekonał się, że Castiel nie chce współpracować, a Lucyfer z niego drwi – już mniej.
Pod koniec odcinka pojawiła się Amara, poniekąd ratując Winchesterów (uwolniła ich spod niewidzialnych pęt Lucyfera), nie dała się unicestwić ani uwięzić, wchłonęła w siebie cząstkę boskości i zabrała Lucyfera/Castiela na dłuższą, bolesną pogawędkę. Biorąc pod uwagę, że nawet archanioł z Trąbą Jerychońską nie dał rady Ciemności, z niecierpliwością czekamy na pojawienie się odpowiedniego wybrańca Boga bądź samego Boga.
W międzyczasie z ulgą wrócę do oglądania fillerów.
źródło zdjęcia głównego: materiały prasowe
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h