Najnowszy odcinek Supernatural to fenomenalna, doprowadzona do perfekcji stylizacja na filmy gangsterskie i noir z lat 40. W poszukiwaniu chociaż jednego ze składników koniecznych do otwarcia portalu do świata alternatywnego (jak słyszymy, w międzyczasie Castiel unika kul w Syrii, by zdobyć owoc z Drzewa Życia) Winchesterowie decydują się na krew najświętszego człowieka. Słusznym wydaje się założenie, że chodzi o krew któregoś ze świętych, więc bracia ostrożnie próbują wejść na czarny rynek handlu relikwiami. W konsekwencji jako pierwszą na swojej drodze spotykają piękną, niebezpieczną femme fatale (zgrabnie zagraną przez Leannę Lapp), czującą wyraźną słabość do Sama, który w imię sprawy jest gotów wiele poświęcić, brawurowo podejmując flirt. Kolejnym jest pulchny, obżerający się pączkami (na które z kolei miał ochotę Dean) bogaty sprzedawca relikwii, odpowiednio odrażająco grany przez Dominica Burgessa, który w zamian za krew świętej Agnieszki wymaga od Winchesterów niewielkiej przysługi. Przysługa zaprowadzi ich prosto w objęcia włoskiej mafii i zblazowanego, tradycyjnie słuchającego opery mafioza Santino Scarpetti (Al Sapienza) z perskim kotem na kolanach. Okazuje się, że i handlarz i boss mafijny pragną jednej i tej samej rzeczy, której poszukuje również tajemniczy ksiądz… Czyż to nie brzmi jak cudowny pastisz powieści Raymonda Chandlera skrzyżowany z The Godfather? I tak właśnie się to ogląda. Cały A Most Holy Man jest od początku do końca konsekwentnie prowadzony niczym typowy czarny kryminał połączony z porachunkami mafijnymi, za co uznanie należy się Amandzie Tapping, już po raz drugi w tym sezonie zasiadającej na fotelu reżysera. Zgodnie z klimatem noir w odcinku nie mogło zabraknąć scen w mroku i deszczu (ach, jak pięknie lśni karoseria Impali w wieczornej mżawce), przewijającej się przez plan doskonale skrojonej galanterii męskiej, bogatego – wręcz barokowego wyposażenia wnętrz (chociażby hotelu Patricia), magazynowej strzelaniny godnej Wściekłych psów z towarzyszeniem chórów gregoriańskich w tle, w której to  Dean Winchester mógł wykazać się umiejętnością strzelania oburącz. Po drodze dostaliśmy mnóstwo smaczków: m.in. niedoszły (niestety) flirt Deana z przesympatyczną Azjatką czytającą powieści Supernatural, scenkę, w której Sam próbuje wyjaśnić Deanowi stratę czegoś cennego na przykładzie Impali, a Dean całkowicie zawiesza się na wymyślaniu strasznych rzeczy, które uczyniłby potencjalnym złodziejom, przedrzeźnianie Deana przez Sama, zirytowanego niepowodzeniem w przeszukiwaniu pokoju hotelowego, docinki przy rozkuwaniu się braci i klasyczną brawurę Deana przy spotkaniu z szefem mafii. A przede wszystkim dwie ważkie rozmowy. Pierwsza - Winchesterów z uroczym księdzem Luccą Camilleri (świetny Massi Furlan), nie licząc pewnego błędu, niezwykle dobrym człowiekiem, który wciąż wierzy, że świat można zmienić na lepsze. I druga - końcowa, braterska, tak charakterystyczna dla Nie z tego świata, tym razem pełna wiary. W ogóle w najnowszym odcinku kwestia wiary pojawia się kilkakrotnie, za każdym razem w nieco innym kontekście. Muzycznie A Most Holy Man ucieszył ucho wspomnianymi chorałami gregoriańskimi (Leich Pax vita salus w wykonaniu Schola Gregoriana Pragensis i Petry Noskaiovej), fragmentem opery Capuleti i Montecchi Vincenzo Belliniego w wykonaniu Compagnia d'Opera Italiana Orchestera, jak również słodkim, swingowym podkładem do flirtu Deana – Ac-Cent-Tchu-Ate the Positive Johnny’ego Mercera.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj