Wydawnictwo Mięta wznowiło pierwszą powieść z cyklu „wrocławskiego” Marty Kisiel, a mianowicie Nomen omen. Uzupełniło ją jednocześnie o opowiadanie Toten Räume. O ile samo Nomen omen, mimo momentów mroczniejszych, utrzymane jest w nieco lżejszym tonie, to muszę przyznać, że nowelka dołączona pod koniec opowieści skuwa serce lodem. Momentami jest tak –nomen omen! – bolesna (siostry Bolesne nie bez kozery noszą to nazwisko), że czytającemu mrok przysłania oczy i serce. Opowiada ona o perypetiach pewnej studentki o wdzięcznym imieniu Salomea (w skrócie Salka), której udaje się wynająć stancję w starym wrocławskim domu trzech sióstr – jedna jest ponura, druga przypomina kwiecisty wulkan energii, a trzecia jest kruchą, starszą kobietą, powoli poddającą się chorobie Alzheimera. Dom ów straszy głosami w telefonie, nadmiarem łaciny z ust pani Matyldy, pokrzykiwaniami papugi zwanej Roy Keane, odgłosami grania w Warcrafta i zwykłym (lub niezwykłym) dla starych domów poskrzypiwaniem. Salcia bardzo chciała oderwać się od rodziny, ale nie jest jej to dane, gdyż za nią w progi sióstr Bolesnych trafia jej nieszczęsny brat Niedaś, w dodatku w stanie upojenia alkoholowego. Na skutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności brat Salki naprawia odzienie nie tą nitką, którą powinien, w rezultacie czego kilka dni później próbuje ją utopić – tyle że to nie Niedaś, a ktoś bardzo do niego podobny. Ktoś, kto długo czekał, by wychynąć z grobu i wywrzeć swoją zemstę. Okazuje się, że Salomea nie zna wszystkich rodzinnych tajemnic, nici żywota ludzkiego, nawet najbardziej podłego, nie powinno się przecinać przedwcześnie, a upiory niezbyt chętnie wracają tam, gdzie ich miejsce.
Źródło: Mięta
Nomen omen to doskonale napisane postacie – siostry Bolesne, zwłaszcza Matylda i Jadwiga, to majstersztyk sam w sobie, rudowłosa Salomea przypomina wcielenie nieporadnej, ale dorodnej Walkirii, a Niedaś rzeczywiście jest mocno nieogarnięty. Nomen omen to opowieść snująca się gładko niczym nić ze szpulki, z aurą niesamowitości gaszoną pragmatyzmem, błyskotliwymi dialogami i narracją, z tragiczną historią Breslau w tle, do której autorka wróci zarówno w kolejnych częściach cyklu „wrocławskiego” (Toń i Płacz) i w załączonym w „miętowym” wznowieniu opowiadaniu Toten Räume.
Tytuły rozdziałów Nomen omen są nieco barokowe, ale doskonale współbrzmią z tekstem. Ponadto, dzięki wznowieniu w wydawnictwie Mięta, książka zyskała także ciekawe bordiury i nową okładkę – prostą, lecz przemyślaną. Na koniec przypomnienie, że wieńczące to wydanie powieści Toten Räume jest opowiadaniem niełatwym, smutnym i – mimo że pojawia się z nim znajoma postać z kolejnych tomów cyklu wrocławskiego – wywołującym skrajne emocje. Przygotujcie się na ścisk w gardle.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj