Są takie przygody, które zostają w człowieku na zawsze. Są takie przygody, po których nie ma co zbierać. Kiedy prawda o przeszłości, zamiast wyzwolenia, przynosi jedynie nową traumę, trzem pannom Stern pozostaje już tylko ucieczka od siebie nawzajem. Dopiero wołanie z zaświatów sprawia, że ścieżki dawnych przyjaciół spotykają się raz jeszcze. Czy tajemnicze zaginięcie sprzed wielu lat i dramatyczna wyprawa na ratunek Eleonorze zdołają na dobre scementować rodzinę? Czy też kolejne zanurzenie w czasie dla wszystkich okaże się tym ostatnim? Dramatyczna opowieść o podnoszeniu się z gruzów, osadzona w pełnej tajemnic i grozy scenerii Gór Sowich.
Premiera (Świat)
11 marca 2020Premiera (Polska)
11 marca 2020ISBN
9788328072589Liczba stron
320Autor:
Marta KisielGatunek:
FantasyWydawca:
Polska: Uroboros
Najnowsza recenzja redakcji
Trzecia część „cyklu wrocławskiego”, rozpoczętego uroczym, słodko-gorzkim, ale jednocześnie w większości optymistycznym Nomen omen i kontynuowanego poważniejszą powieścią Toń, znalazła swoje uwieńczenie w już zdecydowanie poważniejszym, chwytającym za serce Płaczu. Nietrudno zauważyć, że Marta Kisiel pozostaje w świetnej formie pisarskiej. Tradycyjnie nadzwyczaj zgrabnie operuje słowem, przemyca cudowne nawiązania do literatury pięknej i tworzy postacie, za którymi wskoczylibyśmy w ogień, czyli jest tą samą autorką, którą pokochaliśmy, gdy tylko przeczytaliśmy Dożywocie (nie wspominając o pierwszym, szerzej znanym opowiadania Rozmowa dyskwalifikacyjna), ale Płacz jest, cóż, przede wszystkim – nieco depresyjny. Pamiętam, gdy po raz pierwszy przeczytałam zbiór opowiadań Marty Kisiel Pierwsze słowo i dotarłam do opowiadania tytułowego, po czym przez kilka dobrych minut siedziałam w osłupieniu, usiłując przetrwać potworny smutek, który dopadł mnie jak złoczyńca w ciemnym zaułku, nie okazując litości. Coś podobnego przeżyłam, czytając Płacz.
To znakomita powieść, splatająca losy sędziwych sióstr Bolesnych (byłych mojr) z kobietami rodziny Sternów, zegarmistrzem Gerdem i scytyjskim strzygoniem, niezwykła zarówno pod względem wątków współczesnych, tła historycznego, jak i kwestii nadprzyrodzonych. Niepowtarzalna mieszanka powieści obyczajowej z uniwersum nie z tego świata, realizmu z surrealizmem, malutkich chwil czystej radości z trudnościami teraźniejszości i tragediami przeszłości, śmiechu ze smutkiem. Jednak smutku jest o wiele więcej, zwłaszcza w kontraście do lżejszego Nomen omen. Przebija się na powierzchnię i zasnuwa wszystko cieniem. Nie tylko ze względu na dramatyczną przeszłość, w jakiej się zanurzamy (w dosłowny sposób), ale w obliczu uczuć, które nie zawsze można „naprostować”.
Kobiety rodziny Sternów nie do końca potrafią sobie poradzić z tym, co przeszły, czego się dowiedziały i kim się stały, siostry Bolesne czują się osierocone i coraz starsze, Gerd pije z rozpaczy, strzygoń zaginął, a w niewielkiej miejscowości w Górach Sowich, kierowane złą wolę nieznanego stwora, warstwy czasu mieszają się ze sobą, porywając ze sobą Eleonorę, nie jedynego psychopompa w rodzinie Sternów. Czy w tej sytuacji misja ratunkowa ma szansę na powodzenie? Jaki cień kryje się w Jedlinie? Przedwieczny? Niedawnej, ale ponurej i okrutnej przeszłości? Własny – psychopompa, który przekroczył granice? Okazuje się, że wszystkiego po trochu, ze szczególnym podkreśleniem mroków II wojny światowej, zalegających pod Górami Sowimi jak orkowie w sztolniach Morii. Bardzo cenię Martę Kisiel za przypominanie ówczesnej, bolesnej historii, w Nomen omen i Toń – Wrocławia, a w Płacz – okolic Wałbrzycha. Choć nie powiem, żeby nie bolało. Podobnie jak nieoczekiwane zakończenie historii miłosnej, ba – właściwie dwóch historii miłosnych. Tylko ten nieszczęsny Karolek, partner odrobinę nieznośnej Dżusi, momentami wydaje się irytująco przygotowany na każdą okazję i ogólnie, nazbyt dobry dla tego świata. Ja bym z nim nie wytrzymała. Z drugiej strony – jest promieniem słońca, które rozświetla ogólny mrok Płacz, więc niechaj mu będzie. Potrzebujemy więcej światła w posępniejącym uniwersum nadal doskonałej pisarsko, ale smutniejszej, Marty Kisiel.