Nomen omen - recenzja książki
Data premiery w Polsce: 30 października 2022Czy wznowienie może czymś zaskoczyć? Sądząc po Nomen omen Marty Kisiel – na pewno!
Czy wznowienie może czymś zaskoczyć? Sądząc po Nomen omen Marty Kisiel – na pewno!
Wydawnictwo Mięta wznowiło pierwszą powieść z cyklu „wrocławskiego” Marty Kisiel, a mianowicie Nomen omen. Uzupełniło ją jednocześnie o opowiadanie Toten Räume. O ile samo Nomen omen, mimo momentów mroczniejszych, utrzymane jest w nieco lżejszym tonie, to muszę przyznać, że nowelka dołączona pod koniec opowieści skuwa serce lodem. Momentami jest tak –nomen omen! – bolesna (siostry Bolesne nie bez kozery noszą to nazwisko), że czytającemu mrok przysłania oczy i serce.
Opowiada ona o perypetiach pewnej studentki o wdzięcznym imieniu Salomea (w skrócie Salka), której udaje się wynająć stancję w starym wrocławskim domu trzech sióstr – jedna jest ponura, druga przypomina kwiecisty wulkan energii, a trzecia jest kruchą, starszą kobietą, powoli poddającą się chorobie Alzheimera. Dom ów straszy głosami w telefonie, nadmiarem łaciny z ust pani Matyldy, pokrzykiwaniami papugi zwanej Roy Keane, odgłosami grania w Warcrafta i zwykłym (lub niezwykłym) dla starych domów poskrzypiwaniem. Salcia bardzo chciała oderwać się od rodziny, ale nie jest jej to dane, gdyż za nią w progi sióstr Bolesnych trafia jej nieszczęsny brat Niedaś, w dodatku w stanie upojenia alkoholowego. Na skutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności brat Salki naprawia odzienie nie tą nitką, którą powinien, w rezultacie czego kilka dni później próbuje ją utopić – tyle że to nie Niedaś, a ktoś bardzo do niego podobny. Ktoś, kto długo czekał, by wychynąć z grobu i wywrzeć swoją zemstę. Okazuje się, że Salomea nie zna wszystkich rodzinnych tajemnic, nici żywota ludzkiego, nawet najbardziej podłego, nie powinno się przecinać przedwcześnie, a upiory niezbyt chętnie wracają tam, gdzie ich miejsce.
Nomen omen to doskonale napisane postacie – siostry Bolesne, zwłaszcza Matylda i Jadwiga, to majstersztyk sam w sobie, rudowłosa Salomea przypomina wcielenie nieporadnej, ale dorodnej Walkirii, a Niedaś rzeczywiście jest mocno nieogarnięty. Nomen omen to opowieść snująca się gładko niczym nić ze szpulki, z aurą niesamowitości gaszoną pragmatyzmem, błyskotliwymi dialogami i narracją, z tragiczną historią Breslau w tle, do której autorka wróci zarówno w kolejnych częściach cyklu „wrocławskiego” (Toń i Płacz) i w załączonym w „miętowym” wznowieniu opowiadaniu Toten Räume.
Tytuły rozdziałów Nomen omen są nieco barokowe, ale doskonale współbrzmią z tekstem. Ponadto, dzięki wznowieniu w wydawnictwie Mięta, książka zyskała także ciekawe bordiury i nową okładkę – prostą, lecz przemyślaną.
Na koniec przypomnienie, że wieńczące to wydanie powieści Toten Räume jest opowiadaniem niełatwym, smutnym i – mimo że pojawia się z nim znajoma postać z kolejnych tomów cyklu wrocławskiego – wywołującym skrajne emocje. Przygotujcie się na ścisk w gardle.
Poznaj recenzenta
Monika KubiakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat