Brody (Skylar Austin, znany z filmu Nieletni / pełnoletni) to młody biznesmen pracujący w firmie maklerskiej na jednym z najwyższych pięter pewnego wieżowca w San Francisco. Jego życie obraca się wokół pracy, przez co rzadko kiedy znajduje czas na jakąkolwiek rozrywkę. Kiedy więc podczas krótkiej przerwy poznaje w barze Jennifer (Briga Heelan), postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i... oboje od razu lądują w łóżku. To wydarzenie zmienia postrzeganie codzienności przez Brody’ego, który zaczyna zastanawiać się, czy może w życiu liczy się coś więcej niż samo "przekładanie papierków". Już sam punkt wyjściowy historii jest więc nieco oklepany, a w trakcie odcinka twórcy nie grzeszą oryginalnością, powielając przekomarzania się między "rywalizującymi" pracownikami tego samego budynku.
Na plus na pewno można zaliczyć przesadzony styl bycia szefa firmy, granego przez stałego współpracownika Lawrence’a, Jonhna C. McGinleya, którego nietypowe przemowy potrafią przykuć uwagę. Również pomysł z umieszczaniem nazw cech swojego charakteru na ścianach pracowniczego open-space’a jest trafiony i potrafi wzbudzić zalążek uśmiechu. Pozostała obsada na razie wypada przeciętnie, nie prezentując sobą niczego, czym skradłaby serca widzów i pozwoliła polubić bohaterów.
[video-browser playlist="633911" suggest=""]
Warto odnotować, że twórcy zdecydowali się na formułę standardowego sitcomu ze śmiechem z offu. Jest to nietypowy krok w tył dla Billa Lawrence’a, gdyż to właśnie jego świetne Cougar Town było jedną z kilku nowych produkcji komediowych, które z dużym powodzeniem uniknęły tego zabiegu, pozwalając widzowi wybrać moment gromkiego śmiechu. Czyżby twórca nie był tak pewny poziomu swoich dowcipów jak w produkcji z Courntey Cox? Cóż – trochę w tym racji, bo pilot zaprezentował na razie same "odgrzewane kotlety". Wszystko już kiedyś widzieliśmy. Serialowi brak świeżości, która przykułaby uwagę na dłużej. Brakuje tutaj niewymuszonego luzu, jaki mogliśmy oglądać w premierze Brooklyn Nine-Nine, które przekonało nas do charakteru bohaterów już w przeciągu pierwszy pięciu minut.
Czy serial ma szansę na poprawę? Możliwe, że tak, bo drugoplanowi bohaterowie Ground Floor prezentują niezły potencjał komediowy. Niby stereotypowi, ale mogą wzbudzić sympatię. Na razie więc wskazany jest umiarkowany optymizm. Serial Billa Lawrence’a i Grega Malinsa póki co nie porywa, ale też nie uwłacza inteligencji widza, co już stawia go o stopień wyżej nad nieudanym Dads, inną komediową premierą tego sezonu. Pojawiająca się na początku fraza "That’s beast!" brzmi jak kalka słynnego "It’s legen... wait for it... dary" z How I met your mother, z przykrością jednak stwierdzam, że pilotażowy odcinek Ground Floor nie jest ani "legendary", ani nawet "beast".