Po odkryciu przez Ledo, że na planecie znajduje się także jego dowódca, Kugel, chłopak postanawia się z nim skontaktować. Jak się okazuje, mężczyzna zgromadził własną flotę i ogłosił się bogiem przed jej mieszkańcami, próbując poprzez strach narzucić system praktykowany przez Galaktyczne Przymierze. Ledo początkowo zamierza wykonywać rozkazy przełożonego, jednak gdy ten planuje zaatakować Gargantię, w młodym żołnierzu rodzą się wątpliwości.

Produkcja z pewnością nie cierpi na nadmiar akcji i nie cechuje się zawrotnym tempem, a mimo tego nie nudzi nawet przez chwilę. Twórcy postanowili skupić się na postaciach, w szczególności na głównym bohaterze tej opowieści, i pokazać ich stopniowy rozwój, co udało się znakomicie. Scenarzyści powoli, acz konsekwentnie, oswajali Ledo z nową rzeczywistością, budzili w nim uśpione przez indoktrynację Przymierza uczucia i uczyli prawdziwego życia w społeczeństwie. W efekcie jego przemiana - a co za tym idzie także szereg decyzji - nie była nagła ani wymuszona, a jedynie stanowiła naturalne następstwo dotychczasowych doświadczeń. Co ciekawe, nie tylko pilot zaczął samodzielnie myśleć, ale także i sam Chamber, a przynajmniej takie można było odnieść wrażenie słuchając jego wypowiedzi i obserwując zachowanie. Dość niespodziewana zagrywka ze strony twórców, ale dobrze komponująca się z całym konceptem serialu.

Na dobrą sprawę praktycznie każdy motyw podany zostaje w lekkostrawny i pozbawiony irytujących klisz sposób. Dla przykładu: już od pierwszego odcinka wszystko wskazywało na to, że pomiędzy Ledo i Amy zrodzi się romans, a jednak nigdy, nawet w ostatnim epizodzie, nie uraczono nas jakąkolwiek bezpośrednią sceną. Łącząca ich więź została zaprezentowana bardzo subtelnie, co nie przeszkodziło w tym, aby widz poczuł, jak bardzo ta dwójka jest sobie bliska. Gargantia w ogóle pozbawiona jest nachalnej łopatologii, która wydaje się być nieodłącznym elementem wielu współczesnych produkcji spod znaku anime. To samo tyczy się zapychaczy i nużących przestojów, w których kompletnie nic się nie dzieje i do niczego nie prowadzą. Serial od nich stroni, w każdym z 13 odcinków zgrabnie popychając historię do przodu.  

[image-browser playlist="588856" suggest=""]
©2013 Viz Media

A ta potrafi dostarczyć niezapomnianych twistów. Odkrycie, którego w końcówce 12. odcinka dokonuje Ledo, wprawia w osłupienie nie tylko bohatera, ale także i widza. Do tego nie jest to jedyny zwrot, bo tych w trakcie całego sezonu było kilka i za każdym razem wywoływały zamierzony efekt. Fabuła zresztą w żadnym względzie nie rozczarowała i stanowi zapewne największą zaletę omawianego serialu.

O ile przez większość czasu Gargantia on the Verdurous Planet przedstawiała raczej spokojne życie mieszkańców floty, o tyle w dwóch ostatnich epizodach otrzymujemy prawdziwą jazdę bez trzymanki. Widowiskowe pojedynki, masa wybuchów i nieustająca akcja dostarczają niemałych emocji. Fajnie było zobaczyć Piniona i Lukkage biorących udział w bitwie. Zwłaszcza że pani pirat dała niezły pokaz swoich umiejętności, a maszyny przeciwnika tylko fruwały. Swoją drogą ta dwójka też przeszła pewną metamorfozę od momentu, w którym ich poznaliśmy. Trochę im brakowało do bohaterów pozytywnych, ale w obliczu wspólnego wroga ich nastawienie uległo zmianie, a Pinion wyraźnie dojrzał.

Gargantia nie nudziła nawet przez chwilę, a finałowe odcinki ładnie domknęły wszystkie wątki. To przykład inteligentnego serialu, który nie traktuje widza jak idioty, nie wykłada wszystkiego na talerzu i nie męczy monologami o oczywistościach, co ma miejsce chociażby przy Shingeki no Kyojin. Wciągająca, zabawna i z wiarygodnie nakreślonymi bohaterami - taka właśnie jest ta produkcja.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj