Marek Grechuta śpiewał w piosence Dni, których nie znamy: „Tyle było dni, do utraty sił, do utraty tchu, tyle było chwil (…) Jak rozpoznać ludzi, których już nie znamy? Jak pozbierać myśli z tych nieposkładanych? (…) Odpowiedzi szukaj, czasu jest niewiele”. Te słowa doskonale oddają wydźwięk książki Ojciec '44 Jerzego Ciszewskiego. Autor pragnie w niej odnaleźć prawdę o swoim ojcu, głównym bohaterze opowieści. Dzięki temu napotykamy na pozycję, która staje się swoistą walką na dwóch poziomach: twórcy historii o ocalenie od zapomnienia działań Jerzego Ciszewskiego, pseudonim „Mötz”, w trakcie powstania warszawskiego, i samego protagonisty książki o przeżycie podczas tragicznego zrywu 1944 roku. Nie mamy tu jednak do czynienia z kolejną hagiografią, jakąś bliżej nieokreśloną próbą wzięcia odwetu za los Polaków w II wojnie światowej czy redefiniowaniem sprawiedliwości dziejowej pod dyktando martyrologicznych zakusów. W opowieści Ciszewskiego powstańcza stolica stanowi tło dla historii „Mötza” – człowieka z krwi i kości, przepełnionego wątpliwościami bohatera, który nawet dokonując heroicznych czynów, wydaje się nam niezwykle bliski. W dzisiejszej Polsce trwa spór o sens i zasadność powstania warszawskiego. To jednak nie jest wyłącznie domena historyków i pokłosie ścierania się w naszym kraju rozmaitych ideologii. Dylematy te przyświecały również uczestnikom wydarzeń 1944 roku. Ciszewski senior jawi się niekiedy jako powstaniec mimowolny, wątpiący, walczący tak z przeciwnikiem, jak i z samym sobą. Nieustannie popycha go jednak do działania niewypowiedziany wprost impuls – być może to iskra nadziei na powodzenie zrywu, chłodna kalkulacja albo próba wzięcia rewanżu za masakrę ludności cywilnej na warszawskiej Woli. Wraz z rozwojem historii zdajemy sobie sprawę, że „Mötz” bezwzględnością i brutalnością nie odbiega znacznie od nazistowskich oprawców. Rzecz jasna, będziemy mu kibicować, gdy na jego drodze pojawi się śmiercionośny czołg czy nadlatujący sztukas. Ta brudna, niewdzięczna i przepełniona tragizmem powstańcza Warszawa zyskuje swojego bohatera i obrońcę, a przecież gdzieś pomiędzy gruzami czy w podmiejskich kanałach jest ich znacznie więcej. Nie mamy wątpliwości, że niektóre sekwencje zostały przez autora książki dopowiedziane, wyobrażone (sam Ciszewski junior mówi o tym otwarcie), a jednak z zapartym tchem śledzimy wydarzenia ukazane w opowieści, jakby „Mötz” wysyłał nam list z przeszłości, zupełnie nie zważając na to, czy jego zapiski potraktujemy jako te ku pokrzepieniu serc, czy też zekranizujemy je w ramach utrzymanego w komiksowej konwencji filmu.
Źródło: Czarna Owca
Gatunkowo Ojciec '44 najbliżej ma do powieści sensacyjnej, jednak takie podsumowanie byłoby przekłamaniem wydźwięku książki. Estetyka przemocy à la Tarantino miesza się tu z poetyką mroku Franka Millera, a autor z tego kuriozalnego na pozór połączenia stylistycznego korzysta świadomie i z wielką odwagą. Nie liczcie na muzealną wycieczkę po realiach powstańczej Warszawy, gdzie w tle łopocze polska flaga. Biało-czerwona jest tutaj nieustannie rozdarta i zakrwawiona; kurz i brud unoszą się nad stolicą, ulice spływają potem i łzami uczestników zrywu, trupy leżą za każdym rogiem, gwałty i mordy stają się okrutną częścią codzienności mieszkańców, a odór gnijących ciał jest nie do wytrzymania. Ciszewski junior wzmacnia jeszcze ten przekaz przy pomocy przewijających się w historii raz po raz wulgaryzmów, które doskonale wpisują się w lekki i prosty język, jakim napisana jest książka. Ogromną jej zaletą jest także sposób prowadzenia narracji: autor nie tylko stara się zbudować własną wizję powstańczych działań swojego ojca, ale z drugiej strony próbuje nawiązać dialog z teraźniejszością. Chodzi tu o tzw. listę Wildsteina i fakt, że pojawia się na niej dwóch Jerzych Ciszewskich, zarejestrowanych jako TW. W swoistym posłowiu syn bierze więc w obronę ojca, pytając, czy nieweryfikowalny spis może w jakikolwiek sposób przesłonić to, o czym czytamy na kartach powieści. Jakby znów wracały słowa Grechuty: „odpowiedzi szukaj, czasu jest niewiele”. Jeśli coś można Ojciec '44 zarzucić, to z pewnością fakt, że książka jest wyraźnie inspirowana filmem Miasto 44. Autor podchodzi do sytuacji asekuracyjnie, pisząc, że oba dzieła są „podobne”, jednak gdzieś z tyłu głowy pojawia się wniosek, iż bez produkcji Jana Komasy powieść Ciszewskiego nigdy nie zyskałaby obecnego kształtu, przynajmniej na poziomie estetyki i budowania przekazu. Nie zmienia to jednak tego, że Ojciec '44 jest odświeżającą i unikalną pozycją na polskim rynku książek historycznych. Realistyczne podejście do powstania warszawskiego działa na czytelnika magnetycznie, a poza aspektem zrywu 1944 roku dostajemy tu jeszcze wyrazistego bohatera opowieści i wciągającą fabułę. Przecież „tyle było dni, do utraty sił” i od których zależał los nas wszystkich.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj