Planet Earth II to kontynuacja obsypanego nagrodami hitu Planeta Ziemia. Druga odsłona powraca na ekrany po ponad 10 latach, a ponowne zanurzenie się w fascynującym świecie przyrody wywołuje miłe i sentymentalne odczucia - choć nowe odcinki przedstawiają zupełnie inne zakątki świata, spokojny sposób narracji i najwyższa jakość obrazu to przecież coś, co doskonale znamy i uwielbiamy. Druga odsłona serialu nie zaniża poprzeczki ustawionej przez pierwszą. Choć tym razem mamy do dyspozycji tylko sześć odcinków - a nie jedenaście, jak to było w przypadku minionego sezonu - każdy z nich jest dopięty na ostatni guzik i w pełni satysfakcjonuje widza. Epizody układają się tematycznie - opowiadają kolejno o wyspach, górach, dżunglach, pustyniach, stepach i miastach. W serii znajduje się także specjalny odcinek numer 7, który poświęcony jest kulisom całej produkcji - możemy zobaczyć, jak wyglądało przygotowanie do kolejnych ekspedycji, a także posłuchać wrażeń tych, którym dane było pracować nad programem w najodleglejszych zakątkach świata. Całości towarzyszy wpadający w ucho motyw muzyczny, skomponowany przez Hans Zimmer. Czołówka nabiera z nim jeszcze większego majestatu i robi duże wrażenie już od wejścia. Tym, co uważam za niezwykłe w dokumentalnej serii Planeta Ziemia, jest umiejętność wywoływania w widzu silnych i prawdziwych emocji. Rzecz, zdawałoby się, banalna - obserwujemy przecież codzienność żab, węży czy papug, jednak ich losy autentycznie zaczynają nas obchodzić, zupełnie jakbyśmy mieli do czynienia z pełnokrwistymi bohaterami. Angażujące perypetie pojawiają się w zasadzie w każdym odcinku - sceny, w których młody legwan morski ucieka przed ścigającą go hordą węży, czy te z pojedynkiem nietoperza i zabójczego skorpiona przyprawiają o szybsze bicie serca i ciarki na plecach. Ma w tym również swój udział dynamiczna ścieżka dźwiękowa, która ilustruje wszystkie wydarzenia z życia zwierząt, przybierając cały wachlarz brzmień - od tych beztroskich i pozytywnych, do prawdziwie mrożących krew w żyłach. Na uwagę zasługuje wysoki poziom merytoryczny - wszystkie odcinki naszpikowane są ciekawostkami i można wynieść z nich ogrom wiedzy o gatunkach, o których przed seansem nie miało się jeszcze pojęcia. Dopisanie krótkich fabuł do wątków wszystkich zaprezentowanych tu żyjątek tylko sprzyja zapamiętywaniu: jako widzowie nie mamy poczucia, iż patrzymy na surowy dokument o pierwszej lepszej modliszce, rodem z lekcji przyrody - kryje się za tym coś zdecydowanie więcej. Wszystkie opowieści snute są spokojnym głosem Davida Attenborougha, który działa wręcz hipnotyzująco. W polskiej wersji językowej ponownie możemy usłyszeć Krystynę Czubównę. Serial, jako pierwsza produkcja podjęta kiedykolwiek przez BBC, został zrealizowany w najwyższej jakości obrazu 4K. Automatycznie przekłada się to na odbiór - seans staje się czystą przyjemnością i ucztą dla oka. Kamera zachowuje się naturalnie, nienachalnie i najczęściej pozostaje statyczna, jednak kadry są skomponowane tak, że za każdym razem zachodzi w nich dynamika - jeżeli nie ta podyktowana biegiem akcji, to choćby taka, za którą stoją niezwykłe połączenia kolorów. Twórcy często wykorzystują także drony, pozwalające na niecodzienną perspektywę z lotu ptaka, a stosowane z umiłowaniem slow-motion pozwala na jeszcze bliższe przyjrzenie się najmniejszym detalom, nawet w skali makro. Dobra rada do oglądania - im większy ekran, tym większe wrażenie. Obraz naprawdę pozostawia w zachwycie. ‌Planet Earth III urzeka i wcale nie trzeba być zapalonym entuzjastą produkcji dokumentalnych, by dać się jej oczarować. Serial oferuje widzowi szeroką wiedzę i nietuzinkową rozrywkę, w dodatku na najwyższym wizualnym poziomie. Ponad pięć lat pracy ekipy przyniosło niezwykłe efekty - jestem przekonana, że ujmą za serce każdego.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj