Belgijski scenarzysta Sylvain Runberg jest dobrze znany czytelnikom w Polsce. Na koncie ma między innymi serię SF pt. Orbital, komiksową wersję Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet, tom 1, a także opowieść fantasy, której akcja dzieje się w średniowieczu –  Konungar 1. Invasions. Jego nowa na naszym rynku seria – Podboje – uderza w jeszcze inne, historyczne klimaty. Pokazuje to, jak zróżnicowana tematyka pobudza wyobraźnię tego twórcy. Wypada w tym momencie zaznaczyć, że Podboje to tak naprawdę opowieść osadzona w realiach historycznych, ale niestroniąca od elementów –  "fantastycznych" to być może za mocne słowo, ale na pewno – nadnaturalnych oraz takich, które zrodziły się w wyobraźni autora, a nie zostały odtworzone z kart opracowań historycznych. Runberg nie trzyma się sztywno ram czasowych; raczej twórczo wykorzystuje fakty i łączy je z dużą dawką fikcji.
Źródło: Egmont
Pierwszy tom serii, Reconquetes 1. La horde des Vivants, przenosi czytelników na Bliski Wschód, ponad 1500 lat przed naszą erą. Właśnie trwa najazd Hetytów, którzy krok po kroku zbliżają się do Babilonu. Na ich drodze stoją jedynie trzy plemiona koczowniczych Scytów, które niedawno osiadły i założyły swoją stolicę. Jednakże nie zapomnieli oni jeszcze, jak walczyć, i znów ruszają Hordą żywych – potężną armią składającą się z wojowników, czarowników, domów i fortec na kołach, a także potężnych bestii – by stawić czoła zagrożeniu. Niestety mimo dość interesującego zawiązania akcji, sama historia nie należy do porywających. Runberg bardziej koncentruje się na przedstawieniu kluczowych postaci, charakterystyki poszczególnych plemion i ich obrzędów, a także nakreślenia pierwszych intryg. Każdy z tych elementów w odosobnieniu jest nawet interesujący, ale całość się nie spina w zajmującą opowieść. Zbyt wiele wątków na raz odbija się na scenariuszu i płynności opowieści. Na wyższym poziomie stoi strona graficzna Podbojów. Aczkolwiek nie jestem fanem stylu, który prezentuje Francois Miville-Deschenes, to należy docenić jego pracę. Artysta koncentruje się przede wszystkim na postaciach, z nieco mniejszą atencją traktując tło – choć i tu na poniektórych kadrach można dostrzec wiele szczegółów.
Źródło: Egmont
Jednakże grafika interesują przede wszystkim postacie ludzkie: twarze, a także całe ciała (zresztą ma pole do popisu, bo nagość jest integralnym elementem kultury przedstawianych ludów – wydaje się jednak, że zostaje to uwypuklone aż do przesady). Robi to z dużą dokładnością, miejscami wręcz nasuwają się skojarzenia z czymś pomiędzy fotografią a malarstwem. Zwraca uwagę na cienie, zmarszczki i inne elementy charakterystyczne. Przy czym czasem pogoń za jak najlepszym efektem odbija się nieco na rozpoznawalności; szczególnie w przypadku drugoplanowych postaci. Horda żywych wypada więc dość przeciętnie. Jest gdzie zawiesić oko, a niektóre wątki wydają się dość interesujące. Jednak ich nagromadzenie i chaotyczny sposób prowadzenia opowieści sprawiają, że całość budzi ambiwalentne odczucia. Pozostaje mieć nadzieję, że konieczne zawiązania akcji i przedstawienie postaci mamy już za sobą i kolejne tomy czteroczęściowej serii będą stały na wyższym poziomie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj