The Captive” to film, który z jakiegoś powodu zaklasyfikowany został jako thriller, ale ja po prawie dwóch godzinach seansu nie mam pojęcia dlaczego. Klimatem przypomina on raczej niesłychanie długi odcinek umiarkowanie ciekawego serialu kryminalnego. Gdzieś w Kanadzie na zasypanej śniegiem prowincji grany przez Ryana Reynoldsa Matthew spuszcza na chwilę z oka swoją dziewięcioletnią córeczkę. Kiedy wraca po kilku minutach, dziewczynki już nie ma. Przez kolejne osiem lat trwa nieudolne policyjne śledztwo, szukające winnych tam, gdzie ich nie ma, i odkrywające, że Matthew oraz jego rodzina byli przez lata obserwowani. Zamiarem Atoma Egoyana było prawdopodobnie stworzenie wysmakowanego thrillera psychologicznego – jednego z tych, w których właściwie nic się nie dzieje, ale widz i tak siedzi jak na szpilkach. O takich zamiarach świadczą przede wszystkim dość oszczędne zdjęcia i sugestywna muzyka. Miało być bez niepotrzebnych fajerwerków, ale mimo to mocno i z przesłaniem. Miało, ale się nie udało. Film wyłożył się na kilku dość poważnych błędach i paru niesłychanie utartych schematach. [video-browser playlist="719235" suggest=""] Pierwszym i podstawowym błędem jest chaotyczne prowadzenie narracji i nieustanne skakanie pomiędzy kilkoma płaszczyznami czasowymi. Taki zabieg z jednej strony jest zrozumiały i oczywisty - aby wprowadzić widza w historię, trzeba mu opowiedzieć, co się wydarzyło osiem lat wcześniej. Problem rozpoczyna się, kiedy fabuła zaczyna skakać nie tylko pomiędzy rokiem 2013 i 2005, ale też zahaczać o rok 2011, 2012, a nawet „2013 – wcześniej”. Opowieść staje się wtedy chaotyczna i coraz mniej zrozumiała. Takie mieszanie w czasie i przestrzeni prowadzi do drugiego ważnego błędu: niektóre wątki i zadane w trakcie filmu pytania pozostają bez odpowiedzi. Wiele można sobie dopowiedzieć samemu, ale jednak podejrzewam, że przeciętny widz wolałby otrzymać na tacy gotową odpowiedź. Takie rozwiązanie pozostawia bowiem pewien niedosyt i wrażenie fabularnego niedopracowania – jakby scenarzyści stworzyli historię, ale zapomnieli, że musi mieć ona jakieś wytłumaczenie, a działania bohaterów muszą być czymś motywowane. Oprócz tego film bazuje też na paru wytartych do bólu schematach. Główny oprawca to ulizany, anemiczny, blady jak ściana mężczyzna z wąsikiem w stylu Zorro, który w wolnych chwilach słucha muzyki klasycznej. Co jest w tym Bachu, Mozarcie i innych, że praktycznie każdy filmowy seryjny morderca, psychopata i pedofil słucha właśnie ich? Czy tak przeprowadza się wstępne badania psychiatryczne – sprawdzając playlistę delikwenta? Słucha Rihanny – spoko, Pucciniego – coś z nim jest nie tak? Lepsi nie są wcale również prowadzący śledztwo policjanci. Przez większą część filmu próbuje się nam wmówić, że są oni niesłychanie błyskotliwi i najlepsi w swoim fachu, ale jakoś ani trochę tego po nich nie widać. Tuż po zaginięciu Cass zgodnie z utartymi sposobami myślenia wypracowali sobie swoją wizję tego, kto jest winien, i tak się do niej przyzwyczaili, że przez osiem lat nie wybili jej sobie z głowy. Dzięki temu przez prawie dekadę kręcili się w miejscu i nie potrafili znaleźć dziewczynki, która - jak się na koniec okazuje - była rzut mokrym beretem od nich. „The Captive” to film, któremu bilans zysków i strat nie wychodzi na plus. Ewidentne błędy przysłaniają w nim nieliczne plus i liczne dobre zamiary, których nie udało się zrealizować. Bardzo szkoda, bo Egoyan porusza niesłychanie ważny i na tyle delikatny temat, że nie każdy ma odwagę się go podjąć. Zobacz również: Polski „Helikopter w ogniu”? Oto zwiastun filmu wojennego „Karbala” Wersja DVD wydana została przez Monolith Video w standardowym amarayu. Na płycie oprócz filmu nie ma ciekawych dodatków, chyba że ktoś bardzo lubi zastanawiać się nad tym, czy włączyć lektora czy napisy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj