Poprzednią odsłonę "PES-a" ocenialiśmy pozytywnie (patrz nasza recenzja), a w tym roku jest jeszcze lepiej! Nie myślicie sobie jednak, że "Pro Evolution Soccer 2016" jest grą fenomenalną i nie ma w niej czego poprawiać. Sytuacja jest trochę inna. Chciałbym kiedyś móc napisać: "Pro Evolution Soccer" to najlepsza piłka nożna, w jaką kiedykolwiek mogliście zagrać", a do tego dać oklejkę z najwyższą z możliwych ocen. Nieczęsto mi się to zdarza, żeby wystawić grze perfekcyjną notę - i nie zdarzy się to w tym przypadku. Co roku łudzę się, że sięgając po "Pro Evo", wreszcie będę miał do czynienia z magią dawnych lat, kiedy nie mogłem oderwać się od "PES 5/6". Te czasy nie nadeszły wraz z pojawieniem się na rynku "Pro Evolution Soccer 2016", ale jest już bardzo, bardzo blisko.

[video-browser playlist="751926" suggest=""]

Tegoroczny "PES" nie przynosi rewolucyjnych zmian w kwestii oferowanych trybów i rodzajów rozgrywek klubowych oraz reprezentacyjnych. To raczej kosmetyczne poprawki. Jedyną wyraźną nowością jest odmieniony tryb Master League. Pozostałe rodzaje rozgrywek, w tym Become a Legend, myClub, a także pozostałe ligi i puchary, pozostały bez zmian. Zaciekła rywalizacja pomiędzy serią "FIFA" a "PES" sprowadza się do ciągłego odnoszenia się to do jednej, to do drugiej produkcji. Już Marcin Rączka w swojej recenzji gry "FIFA 16" ograniczył to do minimum, podobnie będzie tutaj. Bo po co wyliczać, co jest lepsze u Konami, a co ciekawsze ma do zaoferowania EA Sports? Fakt niezaprzeczalny jest taki, że musiałoby dojść do katastrofy, by członkowie zwaśnionych obozów graczy pozamieniali się stronami. "FIFA" to "FIFA", a "PES" to "PES". Obie gry traktują o tym samym, obie na swój sposób podchodzą inaczej do tematu. Która jest lepsza? Kwestia gustu, a o tych, jak doskonale wiecie, się nie dyskutuje. "Pro Evolution Soccer 2016", podobnie jak ubiegłoroczna edycja, oferuje graczom najważniejsze międzynarodowe rozgrywki klubowe, które są w pełni licencjonowane. Licencjonowanych jest również kilka lig krajowych (np. hiszpańska, francuska, włoska) oraz pojedyncze kluby i reprezentacje narodowe. Można tutaj ponarzekać, rzucać mięsem w Konami i na znak protestu sięgnąć po grę konkurencji, ale zdajmy sobie sprawę z tego, że Japończycy nie mają takiego budżetu jak EA i nie mogą sobie pozwolić na kupowanie największych (a zatem najdroższych) lig świata. Tutaj na ratunek przychodzi bardzo rozbudowany edytor, który nie ogranicza się jedynie do samych zawodników czy stadionów, ale również do kompletnego przemodelowania swej ulubionej drużyny.

[video-browser playlist="751927" suggest=""]

Nieodzowna w tym jest pomoc samych graczy, którzy już tworzą "gotowce" dla angielskiej Premiership. W "Pro Evolution Soccer 2016" przemodelowanie Manchester Blue na Manchester City z dbałością o najdrobniejsze detale na strojach sportowców to kwestia kilku minut. W dodatku nie ograniczamy się wyłącznie do rozgrywek offline, ale również do zabawy po sieci; dzięki podmianie strojów gramy prawdziwym zespołem, a nie jakimś tworem mającym go tylko imitować. Nigdy w "PES" nie stanowiło to dla mnie problemu, że drużyny nie do końca wyglądają tak, jak powinny, ale zdaję sobie sprawę, że nie każdy ma czas, by w ten sposób bawić się z większością teamów dostępnych w grze. Poza tym ktoś inny musi wcześniej poświęcić czas na stworzenie tych paczek ze strojami. Z przyczyn oczywistych nie mamy co liczyć na Konami. Największe zmiany w tegorocznej edycji Konami przerzuciło na tryb Master League. Zasady w nim jednak pozostały niezmienione od lat. W dalszym ciągu gracz zajmuje się prowadzeniem swego ulubionego zespołu w pucharach i lidze krajowej oraz na międzynarodowych arenach, ale w tym roku tryb ten ma większe zacięcie managerskie, przez co blisko mu do "Football Managera". Zaś samo menu Master League nabrało nielubianego przeze mnie kafelkowego układu. Odpowiedzią na Master League jest sieciowy myClub - coś na wzór FUT z serii "FIFA", ale w wykonaniu Konami. W "Pro Evolution Soccer 2016" idą w kierunku bardziej dokładnego angażowania się gracza w to, co dzieje się na boisku, i w sprawy trenerskie. Już nie wystarczy kupować/wypożyczać topowych zawodników, bo mogą się oni nie sprawdzić w naszej drużynie i zamiast grać nią jak w marzeniach, będziemy grali jak Lech Poznań w tym sezonie. Spora w tym zasługa nowych parametrów myClub, których wcześniej nie było. Teraz wpływ na naszą drużynę ma wiele czynników - począwszy od trenera i formacji, a skończywszy na chemii pomiędzy zawodnikami. Na pierwszy rzut oka może się to wydawać dość skomplikowane, ale z czasem okazuje się, że jest to przemyślane rozwiązanie dające mnóstwo satysfakcji. Tryb ten oferuje grę również z komputerowym przeciwnikiem, ale dopiero rywalizacja po sieci dostarcza adrenaliny. Konami postarało się również o to, byśmy się w nim nie nudzili, dlatego co jakiś czas pojawiają się specjalne turnieje, za których wygranie możemy otrzymać spory zastrzyk wirtualnej gotówki, którą z kolei przeznaczamy na nowych zawodników i trenerów. Rozgrywki te są obłożone pewnymi obostrzeniami (siła zespołu, jego zgranie itp.). Dopiero gdy spełnimy wszystkie warunki, możemy w nich partycypować.

[video-browser playlist="751929" suggest=""]

Sieciowa rozgrywka w "PES 2016" również wypada lepiej niż ta sprzed roku. Gra nie zrywa połączeń ani nie laguje tak często jak "PES 15". Jest też live update, który ustawia formę piłkarskich gwiazd zgodnie z tym, co przedstawiają ich odpowiednicy z realnego świata. Zadbano również o to, by piłkarze wyglądali jak ich prawdziwe odpowiedniki. Ma się rozumieć, że nie dotyczy to wszystkich boiskowych grajków, a jedynie tych najbardziej nośnych nazwisk footballu. Każdy fan piłki nożnej z miejsca rozpozna Cristiano Ronaldo czy Rooneya. Z naszego polskiego punktu widzenia chyba najbardziej realnie wygląda Robert Lewandowski; pozostali - poza kilkoma wyjątkami - wchodzący w skład naszej piłkarskiej reprezentacji piłki nożnej raczej niewiele mają wspólnego ze swymi prawdziwymi odpowiednikami. Nie próbuję tutaj tłumaczyć Konami, ale staram się wczuć w fana swojej ukochanej reprezentacji, który oczekuje od gry, że jego drużyna będzie pieczołowicie odwzorowana. Niestety ten zaszczyt spotyka tylko najlepszych. "Pro Evolution Soccer" od zawsze prezentowało się znakomicie pod względem prowadzenia rozgrywki. "Pro Evolution Soccer 2016" pod tym względem jest najlepszą odsłoną serii ostatnich lat. Głupie i przede wszystkim uciążliwe błędy bramkarzy z poprzedniej odsłony cyklu wreszcie zostały wyeliminowane. Rok temu narzekałem też na pracę sędziów i w tym jest podobnie. Różnica między nimi polega jednak na tym, że w "PES 2015" karali kartkami za byle przewinienie, a w "Pro Evolution Soccer 2016" nawet za najgroźniejsze kosy zza pleców zawodnika często nie ujrzymy kartonika, nie wspominając już o plastiku koloru czerwonego. Z drugiej strony sędziowie częściej stosują przywilej korzyści. Asystenci głównego to ponownie ideały. Spalone sygnalizują z aptekarską dokładnością, zabijając tym samym pierwiastek błędu ludzkiego. Kto wie, może w kolejnym roku sędziowie będą mieli bardziej naturalne odruchy? Po "PES 2016" można wreszcie powiedzieć, że Konami nauczyło się zaadaptować silnik Fox Engine na potrzeby gry piłkarskiej. Nowy engine serii, który w użyciu jest od 2014 roku, w tej odsłonie sprawdza się bez zarzutów. Liczba animacji zawodników, nie tych w trakcie przerywników CGI, ale podczas zwykłego meczu, robi pozytywne wrażenie. W dodatku o bramkę "z niczego" wcale nie tak trudno. Silnik pozwala na większy margines błędu zarówno po naszej, jak i po przeciwnej stronie boiskowej rzeczywistości. Jedno niedokładne podanie, szybki odbiór piłki, klepka i już zawodnicy wychodzą jeden na jednego z bramkarzem. Pachnie golem, ale dopóki piłka nie wyląduje w siatce, dopóty nie możemy być niczego pewni. Sama futbolówka zachowuje się poprawnie, jak również poprawnie piłkarzami steruje komputer. Nie prowadzi on gry po sznurku, ale stara się konstruować finezyjne akcje i dostosowywać swój styl gry do rozgrywki aktualnie prowadzonej przez nasz zespół. Komputer potrafi także grać zachowawczo i bronić korzystnego dla siebie wyniku, prowadząc grę na czas, zwlekając z rozegraniem piłki, czy wreszcie wciągać naszych zawodników na swoją połowę i narzucać im swój styl gry, a następnie przeprowadzić niebezpieczną kontrę. Od lat seria ma problem z komentarzem. Tutaj jest podobnie jak z "FIFĄ", w której polski komentarz leży od lat. W "Pro Evolution Soccer 2016" jest identycznie. Brytyjscy komentatorzy ze stoickim spokojem opowiadają o przebiegu meczu, raz na jakiś czas (przeważnie z opóźnieniem) rykną tak, że nieboszczyka mogą wybrudzić. Chociaż wszystko inne w "PES 2016" jest rewelacyjne albo przynajmniej dobre, to komentarz w tegorocznej edycji jest fatalny. Niewątpliwie jest to najsłabszy element całej gry. Po "Pro Evolution Soccer 2016" spodziewałem się wiele dobrego i w większości to otrzymałem. Owszem, chciałbym mieć pełną licencję na wszystko, jak jest to w serii "FIFA"; chciałbym, żeby na premierę gry lub krótko po niej pojawiła się aktualizacja składów (ta do "PES 2016" ma zawitać dopiero pod koniec października). Chciałbym wiele, ale wszystkiego nie można dostać. Konami poczyniło wyraźne starania w tym kierunku, żeby ich piłka nożna była najlepsza na rynku. Obecnie żadna inna piłkarska gra nie może równać się z magią "Pro Evolution Soccer 2016". I tak, dotyczy to również "FIFA 16". PLUSY: + znakomity gameplay, + bardzo ładna oprawa graficzna, + nowe animacje zawodników, + system detekcji kolizji, + element przypadkowości, + ogarnięta gra AI, + więcej managera w trybach Master League i myClub, + ciekawy i prosty w obsłudze edytor. MINUSY: – fatalny komentarz, – brak transferów z letniego okna transferowego, – praca arbitrów wymagająca naprawy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj