„Pro Evolution Soccer 2015”: Król wrócił – recenzja
Data premiery w Polsce: 26 września 2014Po latach niepowodzeń Konami wreszcie wydało piłkę nożną, do której chce się wracać każdego dnia. Oceniamy Pro Evolution Soccer 2015.
Po latach niepowodzeń Konami wreszcie wydało piłkę nożną, do której chce się wracać każdego dnia. Oceniamy Pro Evolution Soccer 2015.
Obawy o to, jak wypadnie Pro Evolution Soccer 2015, nie były bezpodstawne. Ubiegłoroczna kiszka pod tytułem Pro Evolution Soccer 2014 i w dodatku całkowite olanie przez Konami konsol 8. generacji oraz WiiU odbiło się u mnie czkawką. Jako wieloletni fan, kiedyś jeszcze serii "ISS", a teraz "Pro Evolution Soccer", dałem Konami kredyt zaufania, który Japończycy spożytkowali w 100 procentach. Wreszcie mam do czynienia z taką piłką nożną, o jakiej nie muszę mówić w kategoriach minionych lat (patrz: znakomite "Pro Evolution Soccer 2005"). Te czasy dzięki Pro Evolution Soccer 2015 są tu i teraz. Król piłki nożnej w grach wideo powrócił na należne mu miejsce.
Do rzeczy. Pro Evolution Soccer 2015 cierpi na brak licencji. EA z wypchanym gotówką portfelem robi wszystko, żeby każda kolejna część "PES-a" była jeszcze bardziej w nie uboga. Kanadyjczycy z Elektroników już nie tylko podkupują kluby i całe ligi, ale nawet podpisują lukratywne kontrakty na stadiony piłkarskie. Konami jednak się nie daje, więc ciągle w serii znajdują się kluczowe ligi piłkarskie. Hiszpańska, włoska, francuska, holenderska i inne, bardziej egzotyczne dla Europejczyka, jak brazylijska, argentyńska czy japońska, są obecne w grze. Znajdziemy też poszczególne kluby, jak Bayern Monachium, Bayer Leverkusen czy naszą Legię Warszawę, które są w pełni licencjonowane. Wybierać jest w czym, tylko nie za bardzo jest na czym grać. W Pro Evolution Soccer 2015 znajduje się tylko 12 stadionów, w tym nasz Narodowy, który wita graczy w menu głównym. Nie wszystkie, podobnie jak reszta klubów piłkarskich i część reprezentacji narodowych, są licencjonowane. Po raz pierwszy w serii znajdziemy poza najwyższym szczeblem rozgrywek klubowych w danym kraju także ten niższy. Stwarza to możliwość rozegrania sezonów w niższej klasie rozgrywkowej i awansować wyżej lub odnotować spadek, jeśli gra się słabo w Ekstraklasie.
[video-browser playlist="614255" suggest=""]
Pro Evolution Soccer 2015 ma ciągle to, czego brakuje grze FIFA 15 - najważniejsze klubowe rozgrywki piłkarskie świata pozostają w rękach Konami. Zatem chcąc zagrać w Ligę Mistrzów czy Ligę Europejską, trzeba kupić grę z "Pro Evolution Soccer" w tytule. Przez kolejne lata się to nie zmieni, bo Konami odnowiło umowę z UEFA. Tych klubowych międzynarodowych rozgrywek w Pro Evolution Soccer 2015 jest całkiem sporo. Oprócz najważniejszych i wymienionych tu pucharów jest UEFA Super Cup, azjatycka liga mistrzów, Copa Libertadores czy Copa Sudamericana (2013 i 2014). Każdy znajdzie coś dla siebie.
Zobacz także: W która stronę podąży seria "Assassin's Creed"?
Pod względem stadionowej oprawy Pro Evolution Soccer 2015 wypada słabiej nawet w porównaniu do kiepskiej, ubiegłorocznej odsłony, a gdzie tu mówić o wielkiej tegorocznej grze pt. FIFA 15, gdzie robi ona wrażenie. Jest nudno i przeciętnie, żeby nie powiedzieć słabo. Kibice wszędzie tacy sami, tylko inaczej ubrani i wymalowani na twarzach. Fiesty na trybunach nie ma, ale można odczuć atmosferę napięcia drzemiącego w kilkutysięcznym tłumie zasiadającym na swoich krzesełkach. Kiedy ich sympatyk zostaje podcięty, podnosi się wrzawa i gwizdy; kiedy ich drużyna zdobywa bramkę, słychać okrzyki radości; kiedy piłkarze gospodarzy pudłują na potęgę, z trybun da się słyszeć jęki zawodu. Generalnie jest tak, jak być powinno, ale na trybunach w tym roku rządzą kibice z FIFA 15. Może za rok się to zmieni?
Czego nie można powiedzieć o stadionowych kibicach, można powiedzieć o pracy sędziego. Realizm z najwyższej półki. Arbiter nie wypluwa z siebie kartoników jak karabin maszynowy, co było ogromną wadą poprzednich 2 odsłon serii, ale skrupulatnie ocenia sytuację, zwykle najpierw upominając piłkarza słownie. Całe to przedstawienie oglądamy z poziomu przerywnika animowanego stworzonego na silniku gry. Możemy wówczas przyjrzeć się pieczołowicie odwzorowanym modelom zawodników. Kiedy już kartka wpada na konto piłkarza, sędzia odnotowuje to w swym kajeciku i daje sygnał do kontynuowania gry. Nie, sprayu ani czipa w piłce nie ma – jeszcze. Zresztą nie jest to potrzebne, bo sędziowie w tegorocznej odsłonie są w takich sytuacjach bezbłędni.
Tego niestety nie można powiedzieć o bramkarzach i piłkarzach z pola. Co jest zmorą prawdziwej piłki nożnej, jest też atrakcją w Pro Evolution Soccer 2015. Bramkarze obdarzeni są swoim własnym AI bazującym na ich realnych odpowiednikach. Niektórzy często wychodzą na przedpole, inni wolą pozostać w bramce. Zdarzają się także "zakręcone" podbramkowe sytuacje, w których zawodnicy oraz bramkarz się gubią i kto pierwszy dopadnie piłkę, ten ma większe szanse na gola/obronę. Występują one sporadycznie - zwykle wtedy, kiedy mamy do czynienia z "kotłem" na polu karnym.
[video-browser playlist="614007" suggest=""]
Zdecydowanym plusem Pro Evolution Soccer 2015 jest podejście do rozgrywki w trybie dla jednego gracza. Pojedynki kopciuszków z potentatami wbrew pozorom nie skreślają zwycięstwa tych pierwszych. Nastawienie zawodników teoretycznie mocno słabszej od faworyta drużyny jest takie, żeby wciągnąć piłkarzy przeciwnika na swoją połowę i żonglować piłką tak długo, jak się da. Nie oznacza to, że drużyna ta nie będzie atakowała. Wręcz przeciwnie – w ten sposób zawodnicy szukają luki w obronie, by jednym prostopadłym podaniem otworzyć drogę do sytuacji bramkowej. Gra z drużynami na identycznym lub zbliżonym poziomie to inna piłka nożna. Zespoły grają bardziej otwartą piłkę, pełną akcji i sytuacji podbramkowych – o ile taki styl gry preferuje gracz, bo komputer zwykle tak. Sztuczna inteligencja w Pro Evolution Soccer 2015 adaptuje się do aktualnych wydarzeń na boisku. Wysokie prowadzenie zespołu sterowanego przez komputer sprowadzi się do zmiany ustawienia i taktyki na bardziej defensywną z wypadami tylko z kontrataku. Sytuacja jest przeciwna, kiedy drużyna komputera dostaje srogie baty.
Zobacz także: Brazylijska liga w "PES 2015"
Nowy silnik graficzny FOX Engine, ten od Hideo Kojimy, który został stworzony z myślą o Metal Gear Solid V: The Phantom Pain, doskonale sprawdza się w Pro Evolution Soccer 2015. Piłkarze ruszają się z boiskową gracją, a nie jakby mieli wetknięty kij… sami wiecie gdzie, co miało miejsce w Pro Evolution Soccer 2014. Owszem, natkniecie się na "drewniaków" pokroju Grzegorza Rasiaka, ale ma to związek z indywidualnymi preferencjami realnych piłkarzy. Pro Evolution Soccer 2015 podobnie jak FIFA 15 powiela modele zawodników. Tylko gwiazdy największego formatu są pieczołowicie dopracowane i oddane w najdrobniejszych detalach. Zwykli Kowalscy wyglądają tak sobie i różnią się od siebie niewiele. Mała to wada, zważywszy że większość czasu gry i tak spędzamy na śledzeniu rozgrywki ze sporej wysokości.
[video-browser playlist="632840" suggest=""]
Gameplay w Pro Evolution Soccer 2015 również przeszedł gruntowną zmianę. Zawdzięczamy to dwóm sprawom: silnikowi FOX Engine i zespołowi deweloperów z Wielkiej Brytanii, którzy tworzyli grę. Pro Evolution Soccer 2015 ma feeling jak najlepsze odsłony serii z czasów sprzed nadejścia PlayStation 3. Nowe zagrania, ekwilibrystyczne kiwki i zwody – wszystko robi się z łatwością, a o skuteczności zagrania często decydują sekundy i umiejętności piłkarzy. Interesujący zwód rozpocznie każdy piłkarz, ale nie każdy go ukończy. Słabsi technicznie zawodnicy zwyczajnie się… pogubią i stracą panowanie nad piłką, co może wykorzystać zawodnik drużyny przeciwnej. Manualne ustawienia, które preferuję, to wyższa szkoła jazdy, ale ich opanowanie dostarcza znacznie więcej satysfakcji z udanej akcji niż to samo w ustawieniach semi-auto.
Pro Evolution Soccer 2015 szybko można opanować i rozgrywka w trybach offline z czasem przestaje być wymagająca nawet na najbardziej wyśrubowanym poziomie trudności, ale Wasze umiejętności zweryfikują gry sieciowe. Wreszcie! PES 2015 ma tryby gry online, które nie dość, że działają, to jeszcze chce się w nie grać bez przerwy. Gdy tylko uruchomiono rozgrywki przez internet, zabawa w pojedynkę przestała się dla mnie liczyć. Oprócz standardowych, takich jak Master League Online, puchary online czy zwykłe mecze towarzyskie i inne, znajdziecie rozgrywki, które po raz pierwszy debiutują w serii: myClub, czyli wizja FUT w wykonaniu Konami, oraz tryb nazwany Division. Nie jest to nic odkrywczego, bo "FIFA" miała to na długo przed Konami, ale cieszy, że wraz z Pro Evolution Soccer 2015 widać rozwój we właściwym kierunku. W myClub tworzymy własny klub złożony z wybranych przez nas piłkarzy oraz zatrudniamy trenera, który bezpośrednio kieruje taktyką zespołu. Skład musimy dobierać w taki sposób, żeby zgrywał się z wizją szkoleniowca, inaczej sprawa się rypnie i nawet mając największe gwiazdy światowej piłki, będziemy przegrywać mecz za meczem. Nowych piłkarzy kupujemy za punkty GP, które zdobywamy dosłownie za wszystko, co zrobimy w trybach online i offline. Możliwości zarobku jest zatem sporo. Gra korzysta z doskonale wszystkim znanego systemu live update, który ocenia formę zawodników w realnym świecie i przenosi ją do świata gry.
Zobacz także: "Lords of the Fallen" - recenzja gry
Jeśli znudzi Wam się rozgrywka w myClub, zawsze możecie wskoczyć do zabawy w dywizjach. 12 dywizji, kilka meczów w każdej z nich do rozegrania drużyną, jaką sobie chcecie – dowolność wszelaka. Po tych kilku meczach albo odnotowujecie awans do wyższej klasy rozgrywkowej, albo spadek. Przeciwników dobiera nam komputer wedle wcześniej ustalonego przez gracza schematu. Im pokonany przeciwnik z wyższej ligi, tym więcej punktów do awansu wpada na konto gracza. Tryb wciągający jeszcze bardziej niż myClub. Podsumowując – online w Pro Evolution Soccer 2015 udał się Konami, jak zresztą cała gra. Nawet muzyka wpada w ucho. Za to komentarz jest na takim samym poziomie co w polskiej odsłonie FIFA 15. Ciągle ten sam duet komentatorów, których nie da się słuchać.
[video-browser playlist="632842" suggest=""]
Dzięki Pro Evolution Soccer 2015 Konami wreszcie znów zaczęło liczyć się na rynku wydawnictw związanych z piłką nożną. Tegoroczna odsłona w mojej ocenie jest lepsza od gry FIFA 15, ale tutaj gracze są mocno zakorzenieni. Kto uwielbia "Pro Evo", ten będzie wielbił piłkę od Konami. Kto upiera się przy piłkarskiej serii "FIFA", ten również nie zmieni obozu. Jeśli zamierzacie grać w Pro Evolution Soccer 2015, to tylko na konsoli PlayStation 4. Na sprzęcie Sony gra działa w rozdzielczości 1080p i stałych 60 klatkach na sekundę (i taką wersję recenzujemy). Na Xbox One jest troszkę gorzej, a PC to już całkiem niewypał, który Was tylko zrazi do PES 15.
Przeciwnicy serii będą zarzucać, że brak licencji to największy problem Pro Evolution Soccer 2015, i skreślą grę z listy zainteresowań. Cóż za wierutna bzdura! Edytor klubów i zawodników pozwala, wzorem lat minionych, stworzyć sobie taką ligę, jaką chcemy. Wszystkie mankamenty gry, których jest niewiele, bledną przy doskonałym gameplayu i ładnej oprawie wizualnej. Nareszcie król powrócił!
PLUSY:
+ wspaniały gameplay,
+ doskonała oprawa audiowizualna,
+ liczba trybów gry offline/online,
+ dopracowana sztuczna inteligencja piłkarzy drużyny przeciwnej i gracza.
MINUSY:
- brak licencji,
- słaby komentarz.
Poznaj recenzenta
Michał CzubakKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat