Ransom to nowy serial kryminalny o agencji zawodowych negocjatorów pracujących przy kryzysowych sprawach. Za sterami stoi Frank Spotnitz, twórca Man in the High Castle. Niestety, nie jest dobrze. Bez spoilerów.
Mamy do czynienia z nowym serialem stacji CBS, która lubuje się w tzw.
proceduralach, czyli serialach kryminalnych opartych na zamkniętych sprawach pojedynczych odcinków.
Ransom idealnie wpisuje się w to, co robią wszystkie serie
Agentów NCIS,
Hawaii Five-0 czy
Scorpion. Mamy zatem jednoznaczną sugestię różnego rodzaju kryzysów, które będą rozwiązywane przez grupę bohaterów. Skupienie akcji na firmie negocjatorów to oczywiście pomysł z wielkim potencjałem na dobry serial tego gatunku. W końcu ten motyw wielokrotnie były wykorzystany z powodzeniem w filmach. Dlatego też problem serialu nie leży w dobrym pomyśle, ale w jego słabym wykonaniu.
Klisze fabularne są motywem przewodnim bardzo przeciętnego pilota. Możemy wziąć listę bardzo ogranych motywów i po kolei odznaczać każdy punkt, który w dodatku w serialu zostaje przedstawiony w mało oryginalny, czy atrakcyjny sposób. Zawsze jestem zdania, że nie ma nic złego w opieraniu się na ogranych schematach, jeśli twórca umie się tym bawić i jest w stanie pokazać to tak, że będzie dawać frajdę widzom. Mamy zatem z założenia charyzmatycznego negocjatora, jego ekipę w pełni mu lojalną, sceny, w których musimy zobaczyć, jaki jest niekonwencjonalny, świetny i pomocny oraz nową dziewczynę w drużynie z tajemnicą, która jest jedynym zalążkiem jakiejkolwiek ciągłości w tej fabule. Cierpi na tym jakość odcinka, można odnieść wrażenie, że jest on tylko i wyłącznie zbudowany w oparciu o oczywistości i fabularne klisze, które widzieliśmy w lepszej formie w innych serialach. To powoduje, że całość jest mało interesująca, przewidywalna i momentami wręcz nudna. Niektóre sceny są prowadzone wręcz absurdalnie (
bohaterka dostaje się do centrum kryzysowego świecąc wizytówką firmy bez danych personalnych, chociaż wszyscy z firmy mają imienne identyfikatory ), a role postaci mało przekonujące.
Po pilocie nie mogę nic dobrego powiedzieć o postaciach. Centralny bohater jest budowany na typową fabularną kliszę współczesnych seriali - przystojny, charyzmatyczny, ekscentryczny i tajemniczy. Tylko tutaj to nie działa najlepiej, bo tak jak w całej historii, mamy do czynienia z postacią boleśnie sztampową. Nie ma w nim nic oryginalnego, a aktor nie wychodzi poza ustalone przez scenariusz schematy. Momentami przypominał mi ubogą wersję Lucyfera z serialu pod tym samym tytułem, z uwagi na to, że aktor wizualnie jest podobny do Toma Ellisa. Pozostali tak naprawdę są typowym dodatkiem, zdefiniowanymi ich rolą w grupie. Nie ma tutaj osobowości, humoru, ciekawych, żywych bohaterów, których można byłoby z miejsca polubić i stwierdzić, że jest to grupa, którą chce się śledzić. Po raz kolejny jest boleśnie sztampowo.
Nie powiem, że
Ransom źle się ogląda, bo nie jest to tragiczna rozrywka, którą można współcześnie spotkać w świecie seriali. Tego typu produkcje przeważnie pełnią jedna rolę - że włączamy, oglądamy, wyłączamy myślenie i nie musimy wiedzieć, co się działo przed tym, po prostu czerpiemy jakąś frajdę przy obiedzie. Wtórność jest jednak tak wyczuwalna w pilocie, bohaterowie tak bardzo nieciekawi, a fabuła tak banalna, że nawet jako niezobowiązująca rozrywka wydaje się to zbyt miałka. Daję szansę do trzech odcinków, może złapią wiatr w żagle?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h