Muszę przyznać, że obiektywna ocena wydanego przez Egmont albumu - zwłaszcza dla kogoś, kto swe komiksowe doświadczenia rozpoczynał właśnie w dużej części od Relax. Antologia opowieści rysunkowych #2 - jest w zasadzie niemożliwa. Ocena 10/10 należałaby się za same przywołanie dziecięcych wspomnień - te rysunki, te plansze wciąż rozpalają wyobraźnie i budzą emocje nie mniejsze niż te sprzed prawie czterdziestu lat. Natomiast wybrane kadry są niczym popkulturowy wehikuł czasu i mają tysiąc razy większą moc oddziaływania niż dzisiejsze, graficzne petardy, np. Jim Lee . To coś, co po prostu tkwi głęboko w człowieku - pierwsze doświadczenia ze światem popkulturowej rozrywki, nawet jeśli skażonej wszędobylską w tamtych czasach propagandą. W drugim zestawie egmontowego Relaxu nie ma już tak dużo propagandy. Dotknie nas najmocniej w sensacyjno-przygodowej opowieści Ślad wiedzie w przeszłość, ale jest ona przykryta w jakiś ekwilibrystyczny sposób - głównie dzięki rysunkom Jerzego Wróblewskiego. Pobrzmiewa w nich tęsknota za ówczesnym Zachodem, co przejawia się choćby w strojach i twarzach młodocianych bohaterów. Z kolei Konus to bardziej dydaktyczna opowiastka z zapadającymi w pamięci rysunkami Marka Szyszki, które jeszcze mocniej oddziałują na czytelniczą pamięć w fantastycznej historii o podróżowaniu w czasie - Pięć kroków wstecz.
Źródło: Egmont
Ozdobą drugiego albumu są z pewnością historyczne opowieści Leszka Moczulskiego z niezapomnianymi - kojarzącymi się mocno z nadchodzącym niebawem Thorgalem - rysunkami Grzegorz Rosiński . Ładnie tu współgra dynamika, a wręcz oszczędność  narracji z dynamiką kadrów polskiego artysty, które budują raczej niecodzienny -  mało martyrologiczny - sposób widzenia polskiej historii. Do tego, co budzi najwięcej emocji z przeszłości, trzeba dorzucić rozpoczynającą niniejszy zbiór Vahanarę. Pamiętam, że tajemnicza opowieść o owładniętych przez nieokreślony byt astronautach budziła niegdyś fascynację i grozę - dziś, niestety, boleśnie czuć przeładowanie tekstem kadrów, jakby scenarzysta bał się o zdolność absorbowania historii przez czytelnika. Całe szczęście, że nic ze swej mocy nie straciły plansze Jerzego Wróblewskiego, królującego w niniejszym wydaniu chyba nawet w większym stopniu niż Rosiński.
Jeśli jesteśmy przy science fiction, to nie sposób nie wspomnieć o pięcioczęściowych, łączących humanistyczne i humorystyczne walory, kosmicznych Opowieściach nie z tej ziemi. W jednakowym stopniu cieszy w nich zapadający w pamięć styl rysowania Witolda Parzydło i pomysłowa, scenariuszowa zabawa schematami w wykonaniu Stefana Weinfelda. Można śmiało powiedzieć, że po latach ów cykl dostarcza najwięcej czytelniczej przyjemności, posiadając przy tym znakomicie punktującą całość, zgrabną puentę.
Źródło: Egmont
Co jeszcze? W zasadzie nie ma sensu opisywać każdej, umieszczonej w zestawie historii. Poza nimi jest jeszcze Janusz Christa z Bajkami na dobranoc czy Zaginioną załogą, psychodeliczne graficznie i tytułowo Tam, gdzie słońce zachodzi seledynowo. Po prostu mnóstwo obrazkowego dobra, które buduje całkiem solidne podstawy historii polskiego komiksu. Prawda jest taka, że nie mamy się czego wstydzić w porównaniu z Zachodem - to na tamte czasy wcale równorzędny tak scenariuszowo, jak i graficznie poziom. Nawet jeśli został obciążony ciężarem propagandy. Relax dostarczał przede wszyskim rozrywki i emocji, które w tamtych czasach były rzadko dostępne w innych kanałach. Kadry czarowały, czasami wręcz obezwładniały swą pomysłowością i trzeba powiedzieć, że dzisiaj - czterdzieści lat później, drążąc wspomnienia - obrazy te działają tak samo. Owszem, do pewnych rzeczy można się przyczepić - nie wszystko tu gra jak powinno - ale prawda jest taka, że ten album bardziej się ogląda i przeżywa, niż czyta. To ciągły slajd, który przywołuje przeszłość i to taką, która dawała nam kiedyś to, co najlepsze - nadzieję i ucieczkę od rzeczywistości. Popkulturowa przeszłość przedstawia na planszach świat inny, niż ten widziany na zewnątrz. Świat wyobraźni, którego dziesiątki kadrów zostały w człowieku na zawsze. Dlatego nie ma szans, nie da się ocenić Relaxu obiektywnie. Mógłby to zrobić tylko ktoś, dla kogo kultowy magazyn nie był lekturą z dzieciństwa. Wynik 9/10 to po prostu próba racjonalnego kompromisu, ponieważ serce optuje za najwyzszą oceną.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj