Po wzięciu na The Tomorrow People poprawki przez to, że twórcy oferują nam tylko i wyłącznie przeciętnej jakości sztampowe zabiegi, serial staje się jeszcze bardziej przewidywalny. Tak też jest w wątku trójkąta miłosnego pomiędzy Stephenem, Carą i Johnem. Cara oczywiście kocha ich obu, a panowie to typowe stereotypy serialowe stacji The CW. Stephen to dobry, potulny, zwyczajny chłopak, a John to buntownik w typie złego koleżki. Naturalnie musieliśmy dostać sceny zaprzeczenia przez Carę temu, że cokolwiek do Stephena czuje, i jej prób ochłodzenia relacji. Nie brak także oczekiwanej konfrontacji Stephena z Johnem, których bójka w liceum jeszcze bardziej podkreśla zamierzenia twórców. Romans jest na poziomie nastolatków - bez uczucia, bez głowy i bez pomysłu. Nadal obstaję przy tym, że tego typu wątki w serialach młodzieżowych mogą być pokazane rozsądnie, lecz wymaga to przynajmniej minimum wysiłku, a nie odtwarzania ogranych schematów z Pamiętników wampirów.
To samo dotyczy całego wątku wykorzystywania zdolności przez Stephena, który zgodnie z sugestią Astrid ma nauczyć się z tego cieszyć. Takim sposobem możemy wziąć listę oklepanych motywów i po kolej odznaczać każdy punkt: gra w drużynie sportowej, zdobycie popularności, stanie się dupkiem, impreza z całowaniem się z najładniejszą dziewczyną w szkole, kłótnia z przyjaciółką... I oczywiście musiało się okazać, że Astrid kocha go bez wzajemności, bo według scenarzystów nie istnieje coś takiego, jak przyjaźń damsko-męska.
[video-browser playlist="633624" suggest=""]
Sprawa odcinka z Człowiekiem Jutra będącym gwałcicielem stoi w tle i ma nam za zadanie udowodnić, że Stephen bez mocy też jest użyteczny. Sama jego konfrontacja z napastnikiem jest głupia. Stephen doskonale wie, jak moce działają i naprawdę sądził, że ma jakiekolwiek szanse? Bo co to za ratunek dziewczyny, którą napastnik zaraz by dorwał, gdyby nie pojawili się John z Carą? Najgorsze w tym wszystkim jest spotkanie z ojcem. Byłem pewien, że Stephen umiera i widzi swojego nieżywego rodziciela, ale nie - twórcy nam wmawiają, że to coś zupełnie innego. Czemu odnoszę wrażenie podobieństw do miejsca dla istot nadnaturalnych z Pamiętników wampirów?
Cały czas oglądam The Tomorrow People z nadzieją, że w końcu twórcy zdadzą sobie sprawę z ogromnej liczby błędów, jakie popełniają. Na razie jednak nie ma żadnej poprawy, a nadzieja powoli się ulatnia. Do tego ten desperacki ruch z wsadzeniem imitacji Felicity z Arrow - co twórcy sobie myślą?