Scorpion do tej pory był serialem lekkim, przyjemnym, acz czasem irytującym przez nieprzemyślane zachowania czy wątki. Nigdy nie było tutaj specjalnej powagi, a już na pewno nie można było odczuć zagrożenia w życiu bohaterów. Były oczywiście sytuacje ryzykowne, niebezpieczne, ale wszystko pozostawało w atmosferze raczej luźnej. To zmienia się w tym odcinku, gdy po raz pierwszy pojawiają się niemałe emocje, a życie jednej postaci wisi na włosku.

To nadaje wydarzeniom kompletnie innej dynamiki. Zaczyna nam zależeć na tym, co się dzieje. Staje się to wyścigiem z czasem, napędzanym przez emocje i frustrację wynikającą z niemocy. Przyjaciel grupy leży w szpitalu, balansując pomiędzy życiem a śmiercią - to wszystko przez jeden błąd, którego nikt nie mógł przewidzieć. Działa to na każdego bohatera w inny sposób, ale naturalnie w centrum znajduje się Walter (Elyas Gabel), który z Sylvestrem (Ari Stidham) jest najbliżej. Ładnie pokazano jego zmagania i naturalną ucieczkę przed emocjami, których nie rozumie. Tylko to właśnie one napędzają go w tym odcinku, dając podwójną moc do działania. Teraz ta misja ma większe znaczenie - muszą znaleźć winowajców dla Sylvestra i zarazem dla siebie, by nie siedzieć, nie zamartwiać się i nie odczuwać. W końcu to geniusze, którzy otwarcie przyznają, że albo emocji nie odczuwają, albo je za bardzo rozumieją, jak w przypadku Toby'ego.

[video-browser playlist="632682" suggest=""]

W końcu w Scorpionie pojawiają się emocje oddziałujące na widza. To one sprawiają, że 11. odcinek śledzi się z zainteresowaniem i nawet lekkim napięciem, gdy nie wiemy, co będzie dalej - czy Sylvester wyjdzie z tego? Jaki wpływ będzie mieć to przeżycie na każdego członka grupy Waltera? Podobać się tu mogą tak naprawdę dwie rzeczy, które są związane z Walterem. Dzięki agentce, która przeżyła coś podobnego, Walter zaczyna rozumieć, co czuje. Wydaje się nawet, że to akceptuje. Te wydarzenia mają kolosalny wpływ na jego rozwój i mają wielkie znaczenie dla całego serialu. Walter naturalnie zaczyna zdawać sobie sprawę z najważniejszego: zależy mu na Paige (Katheryn McPhee). Musiał to dostrzec dopiero w momencie, gdy kruchość ich codzienności wyszła z ukrycia i dała im o sobie znać oraz kiedy były Paige zaczyna robić ruch. Ten krok wyraźnie działa na Waltera - czuć to w języku ciała, w spojrzeniu i w zachowaniu. Bohater dojrzał i możemy chyba oczekiwać, że to on zrobi krok w kolejnym odcinku. Przyjmuję tę jego przemianę z aprobatą i pozytywnym zaskoczeniem, bo w początkowych epizodach sezonu Walter strasznie działał mi na nerwy. Dobrze, że dokonano tego w taki sposób, bo to naprawdę działa.

Zobacz również: "12 małp" - zwiastun serialu science fiction

W 11. odcinku Scorpiona nie jest ważna sprawa, którą zajmują się bohaterowie. Jest ona dobrym pretekstem do rozwoju grupy, poszczególnych bohaterów i ich relacji. To zmieni oblicze serialu zwłaszcza w kwestii Sylvestra. Czy będzie on w stanie powrócić do normalności? Trudno powiedzieć, ale dzięki temu odcinkowi chcę poznać odpowiedź na to pytanie.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj