Nic nie zapowiada tego, w jak absolutnie nieprzewidywalnym kierunku potoczy się fabuła. Początki lat 70. Obserwujemy świat i tradycje Wayuu – rytuały, pieśni, kult, język. Młoda dziewczyna ma wejść w dorosłość; tańczy. Rapayet, chłopak z innego plemienia, obserwuje ją, a w końcu dołącza do tańca. Od teraz jesteś moja - mówi, choć nie ma do tego prawa. Decyzję o losie córki podejmie jej szanowana matka. Za swą córkę żąda od Rapayeta ogromnego majątku: 5 naszyjników, 20 krów, 30 kóz. Chłopak odchodzi; takiej ceny nie jest w stanie zapłacić. A przynajmniej jeszcze nie teraz. Składa się tak bowiem, że jego wuj posiada pewną cenioną i pożądaną przez gringos uprawę, a przyjaciel, handlarz kawą, ma pewne znajomości. Tak Rapayet za pomocą konopi siewnej i handlu z białymi Amerykanami zarabia pierwsze większe pieniądze, dzięki którym wkupuje się do rodziny, klanu Wayuu, a dziewczyna, Zaida, zostaje mu oddana. Rzecz jasna, to dopiero początek. Kiedy powiedziało się A, trzeba powiedzieć B. Pieniądze pomagają dostać to, czego się chce – a dopiero z czasem Rapayet dostrzega, że może chcieć czegoś więcej, niż tylko bycie jednym z Wayuu... Jak można się spodziewać, dalsza historia to opowieść o szybkim rozwoju, dotarciu do bogactwa i potęgi, a następnie konsekwencjach. Zobrazowanie tych konsekwencji nie ma formy moralitetu, nie doświadczymy lekcji etyki. Zobaczymy jedynie pozbawioną komentarza rzeczywistość i to, co musiało się stać w następstwie konkretnych działań. Pájaros de verano to zatem przedstawione w kilku aktach dwie dekady historii rodu – obraz wiele czasu poświęca wspomnianym tradycjom i częściom kultury (interesujących już na płaszczyźnie poznawczej, bo jest to kultura bardzo nam daleka i obca, o której możemy nabrać szerszego pojęcia), pojawiają się sny, elementy mistyczne, które z czasem coraz bardziej mieszają się ze światem współczesnym i materialnym. Obserwujemy powolne obumieranie wspomnianych tradycji, na które w świecie biznesu i walki o pozycję nie ma już miejsca. Choć pomimo pojawienia się wielkich posiadłości, samochodów, broni i innych dóbr, przedstawiciele rodów starają się znaleźć miejsce dla kultywowania woli przodków, z każdym kolejnym aktem to wszystko coraz bardziej traci dla nich wartość. To, co było, ustąpiło brutalnej walce o pieniądz – przemocy i nowoczesności pod postacią kapitalizmu. Bo, owszem, antykapitalistyczny wydźwięk produkcji nie pozwala się podważyć. To stopniowe zanikanie dziedzictwa ukazane jest zarówno fabularnie, jak i obrazowo (rytuały i tańce ustępują strzelaninom, trumna ze zwłokami ustępuje trumnie z bronią), zabierając widza w zatrważającą podróż, która wcale nie musiała iść w tę stronę – okazała się jednak drogą bez powrotu, ku zatraceniu. Bierzemy bierny udział w tej katastrofalnej w skutkach wędrówce, stopniowo odczuwając coraz większy ciężar opowiadanej historii – i to chyba największa z zalet obrazu małżeństwa Ciro Guerry i Cristiny Gallego. Kolejna – produkcja ani przez moment nie pozwala sobie na gloryfikowanie bohaterów czy ich działań. Nie ma tu miejsca na modną w amerykańskim kinie narkotykowym nutkę romantyzmu, nic nie zaszczepia w odbiorcy tej fascynacji, którą można odczuwać przy obcowaniu z produkcjami traktującymi o, by daleko nie szukać, Pablo Escobarze. Oto brudny i okrutny narkobiznes z perspektywy Kolumbijczyków, przedstawiony jednak jako zagłada, prawdziwy kataklizm, bez uromantycznienia czy wywoływania w widzach zachwytu, bez podejmowania prób zaintrygowania. Hollywood powiedziało już o narkobiznesie swoje. Czas na Sny wędrownych ptaków, znaną, pełną toposów historię ukazaną od zupełnie innej strony. Dzięki temu, zamiast oceniać, mamy szansę przede wszystkim zrozumieć. A to chyba najważniejszy argument za tym, by wybrać się do kina.

Gdzie obejrzeć ten film? Zobacz go w naszym repertuarze kin z opcją natychmiastowego zakupu biletu!

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj