Jahan Cross to bohater, żywcem wyjęty z kart powieści Iana Fleminga. Właściwie, wystarczyłoby przenieść Bonda w świat science-fiction, a zapewne dostalibyśmy podobny ton narracji, znajome zwroty akcji oraz, co najważniejsze i najbardziej zbliżone, takiego samego głównego bohatera. Oczywiście, samo wzięcie motywów z opowieści szpiegowskich nie wystarczy, aby stworzyć coś dobrej jakości.             John Ostrander w dość specyficzny sposób określa to, czym jest Imperium. Przyjmując za wzorzec opowiadania Fleminga, to Imperium jest tutaj traktowane jako Wielka Brytania, a reszta jest złym, radzieckim zagrożeniem. To jak najbardziej działa, szczególnie dla osób, które nie śledzą gwiezdno-wojennego lore i wiedzę, jaką mają na temat tego uniwersum, czerpali wyłącznie z filmów. W mniej niż połowie komiksu można zapomnieć, po czyjej stronie stoi tytułowy agent, a to jest tym bardziej na plus, jeżeli przypomnimy sobie, czym Imperium stało się kilka lat później (oczywiście mając w pamięci, że druga strona również święta nie była).
Źródło: Świat Komiksu
          Stephane Roux i Stephane Crety są w swojej roli dość poprawne. Czują, jak powinna wyglądać wizualna strona opowieści, osadzonej w świecie Gwiezdnych Wojen, jednak nic więcej z tego nie wynika. Nie ma się do czego przyczepić, ale również trudno dostrzec w tym jakąkolwiek, większą inwencję twórczą. Trochę mi tego brakowało, szczególnie że siłą tego uniwersum jest masa pomysłowych kadrów oraz kolorów, a przede wszystkim ogromna dowolność w ich kreowaniu.
          Agent Imperium jest porządną opowieścią szpiegowską, a jeżeli uwielbiacie Bonda, to odnajdziecie się tutaj bez problemów. Ja jestem zadowolony, najprawdopodobniej dlatego, że nie miałem większych oczekiwań wobec tego komiksu. Bez fajerwerków, ale też bez żadnej wtopy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj