"Straight Outta Compton" opowiada o słynny zespole N.W.A. Film skupia się na trzech jego członkach - Eazy-E (Jason Mitchell), Ice Cube (O'Shea Jackson Jr.) i Dr. Dre (Corey Hawkins). Poznajemy ich historię od czasu, gdy żyli na ulicach rządzonego przez gangi Compton w Kalifornii, które w połowie lat 80. było uznawane za jedno z najniebezpieczniejszych miejsc w Stanach Zjednoczonych. Jesteśmy także świadkami sporów, które spowodowały rozpad grupy, a także pracy młodych artystów nad ich solowymi karierami. Film podzielony jest na cztery części, które jednak tworzą spójną całość. Na początku poznajemy historię N.W.A i jesteśmy przekonani, że obraz będzie opowiadał o grupie jako całości, jednak w pewnym momencie historia rozchodzi się na oddzielne wątki, a każdy opowiada o jednym z trzech raperów. Życie muzyków jest bardzo ciekawie przedstawione i pełno w nim szczerych emocji. Dzięki temu mamy szansę lepiej ich poznać i zrozumieć. Jednakże najlepszym wątkiem jest ten o powstaniu grupy. Wciąga on widza bez reszty, pozwala poczuć to, co czuli raperzy, i niesie na fali emocji. Ponadto okraszony jest wyrazistą muzyką, która odgrywa bardzo dużą rolę i dodaje rozmachu całemu obrazowi. Sceny koncertów N.W.A są ogromną mocą filmu. Energia płynąca z muzyki i setek ludzi śpiewających z raperami pozwalała poczuć siłę, jaką mieli artyści. Przekazywali oni swoje obserwacje, myśli i opinie za pomącą ostrych tekstów, z którymi identyfikowała się ich widownia. Byli głosem młodych Afroamerykanów, którzy doświadczali nadużyć policji, walk gangów i rzeczywistości życia w getcie. Śledząc wzlot i upadek N.W.A, mamy okazję zobaczyć i zrozumieć, jak wielki wpływ ta grupa ma na współczesną muzykę i popkulturę amerykańską, a także na społeczeństwo i relacje z władzami. Co ciekawe, "Straight Outta Compton" płynnie łączy ze sobą wątki dramatyczne oraz życie raperów w trasie koncertowej, którego nieodłącznymi elementami były alkohol, narkotyki, broń i seks. [video-browser playlist="677356" suggest=""] Aktorzy grający w filmie wykonali kawał dobrej roboty. Między Jasonem Mitchellem, O'Sheą Jacksonem Jr. i Coreyem Hawkinsem, którzy wcielili się w główne postacie, czuć niesamowitą chemię. Patrząc na nich, odnosi się wrażenie, że znają się od zawsze. Są swobodni, a ich wspólne sceny nie są wymuszone. Przekonująco wcielają się w braci, którzy mimo że czasem się kłócą i dissują nawzajem w swoich kawałkach, to wciąż troszczą się o siebie. Na wyróżnienie zasługuje O'Shea Jackson Jr., który znakomicie wcielił się w swojego własnego ojca - Ice Cube'a. Role drugoplanowe także zostały bardzo dobrze obsadzone i odegrane, przez co pomagały budować prawdziwy i wyjątkowy klimat filmu. Na szczególną uwagę zasługują tu Keith Stanfield w roli Snoop Dogga, który w brawurowy sposób pokazał osobowość tego charakterystycznego rapera, oraz R. Marcos Taylor w roli przerażającego i bezwzględnego Suge Knighta. Fakt, że Dr. Dre i Ice Cube byli producentami filmu oraz mieli wpływ na to, jak zostali przedstawieni, może sugerować, że nie chcieli oni obnażać wszystkich swoich sekretów, złych decyzji i zachowań, dlatego postacie przedstawione są w pozytywnym świetle, a cała historia mogła zostać nieco wybielona. Mimo wszystko "Straight Outta Compton" jest dobrym dramatem i ciekawym filmem biograficznym, który rzuca trochę światła na życie tych ludzi. Muzyka odgrywa w nim ogromną rolę i sama w sobie stanowi odrębną narrację. Nawet osoby, które nie miały wcześniej styczności z rapem albo nie są fanami gatunku, będą potrafiły docenić rolę tej muzyki w kontekście całego filmu, a sama historia także może ich wciągnąć. Natomiast fani raperów i grupy N.W.A mają duże szanse na to, by pokochać tę opowieść, która wywoła u nich prawdziwe emocje, stając się nietuzinkową rozrywką, jakiej oczekujemy po tego typu filmach.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj