Na szczęście w dwudziestym odcinku postanowiono zrezygnować z czarnego charakteru na rzecz rozterek wewnętrznych. Tym sposobem kontynuujemy poprzednie wydarzenia. Roy leży w śpiączce, a bohaterowie próbują się nim zająć. W pewnym momencie się budzi i rusza na miasto, demolując wszystko po drodze. Dobrze zagranie fabularnie, gdyż pozwala zauważyć dwie rzeczy: jak działa mirakuru na człowieka oraz jaka jest jego potęga. To daje nam jeszcze lepsze spojrzenie na Deathstroke'a i czekający Strzałę pojedynek z nim. 

Aż dziw bierze, że tak niewiele da się napisać o fabule odcinka. Całość zostaje zdominowana przez problemy wewnętrzne bohaterów, ich rozterki i to, jak próbują sobie poradzić z nową sytuacją. Jednocześnie scenarzyści popełniają kilka błędów. Oliver nie jest już prezesem firmy, lwia część jego majątku została pochłonięta, a on wcale nie wydaje się zmartwiony. Co więcej, nadal wygląda na miliardera. Wiem, że dzięki podpisowi Thei zabezpieczono majątek rodzinny, ale na pewno trochę z niego ubyło. Jest to jednak czepialstwo dla zasady i na pewno nie wpływa na ocenę końcową odcinka. 

A wszystko dzięki kilku scenom, które przejdą do historii serialu. Fantastycznie rozegrano rozmowę Olivera z matką. Zamiast udawać, że nic się nie dzieje, Moira mówi, że wie o sekretnej tożsamości młodego Queena. Nie dziwi to, wszak każda matka pozna swoje dziecko. I tutaj punkt dla scenarzystów, że poszli w realizm. Żadna maska, zmiana głosu czy ukrywanie się w cieniu tego nie zmieni. Jednocześnie dzięki nieźle zrealizowanym flashbackom dowiadujemy się, że Oliver ma potomka. To, jak załatwiła sprawę Moira, pokazuje tylko, jak dwuznaczna moralnie jest to postać. 

[video-browser playlist="633839" suggest=""]

Niestety nadal ciągnie się dramat rodzinny i niezrozumienie Thei. Nie jest to najlepszy wątek na świecie i średnio się go ogląda. Nie najlepszy jest również pomysł, żeby wycofanie się z wyborów oświadczać najpierw swojemu konkurentowi, czyli Sebastianowi Bloodowi. Ale rozumiem, że jego zgorzknienie i domniemane pożalenie się Slade'owi spowodowało to, co stało się na końcu odcinka. 

O tym, że nadchodzą zmiany, nie trzeba nikomu mówić. Roy nie panuje nad swoją mocą, a Oliver zrobi wszystko, żeby go oszczędzić. Traktuje go niemal jak brata lub syna, czuje się za niego odpowiedzialny. Doskonale pokazano również scenę, w której do Roya przemawia wyimaginowana Thea. Pokazuje to, jak działa mirakuru, a także świetnie tłumaczy omamy Slade'a i wizje Shado, która namawia go do złego. 

Najważniejsze są jednak ostatnie minuty odcinka. Czytając wywiady i spoilery twórców, nietrudno się domyślić, że wyjazd Kanarka ma jasno określony cel - czas wrócić do Ra's Al Ghula. Czy z prośbą o przebaczenie? A może o pomoc? Zobaczymy, nie warto uprzedzać faktów. Ostatnie pięć minut to już jazda bez trzymanki, która zmieni mocno Olivera oraz sam serial. Slade po raz kolejny atakuje, tym razem każąc wybierać: Thea czy Moira? Siostra czy matka? Na to pytanie nie ma dobrej odpowiedzi, a sytuacja jest bez wyjścia. Dosłownie. Oliver wydaje się zagubiony i nie wie, co robić. Jedno jest pewne: decyzja, którą podjęła Moira za niego, wpłynie na cały serialowy świat Arrow. Brawa dla twórców za odważne decyzje.

Dwudziesty odcinek oferuje niespotykane emocje, stając się jednym z lepszych w drugim sezonie. Oby więcej takich dylematów moralnych, problemów i emocji. W końcu, jak mawiał Ben Parker: "Wielka siła wiąże się z wielką odpowiedzialnością".

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj