Po zakończeniu Picarda platforma należąca do Amazona proponuje nam kolejny serial science fiction zatytułowany Tales from the Loop. Jak prezentuje się pierwszy odcinek? Przeczytajcie naszą bezspojlerową recenzję.
Informacja o tym, że Amazon Prime zamówił serial
Opowieści z pętli inspirowany cudownymi obrazami szwedzkiego rysownika Simona Stålenhaga, była dla mnie intrygująca. Każdy, kto widział grafiki jego autorstwa, chciałby zagłębić się w wykreowany przez niego świat. Zresztą dzięki grze RPG wiele osób mogło. Jednak showrunner
Nathaniel Halpern, który zaprezentował nam swoje możliwości w 3 sezonie
Legionu, postanowił ożywić te obrazy i stworzyć na ich podstawie serial. Fabuła skupia się na przygodach ludzi żyjących nad Wrzecionem – maszyną zbudowaną w celu odblokowania i odkrywania tajemnic wszechświata. Dzięki niej technologia w wielu dziedzinach posunęła się do przodu, na Ziemi pojawiły się zaawansowane technicznie roboty, które nieużywane zalegają na polach, w lasach czy gdzieś między budynkami. Są one w pełni sprawne, ale przez to, że stoją bezużytecznie, wyglądają jak złom. Ludzkość częściowo ignoruje te zdobycze techniki i zajmuje się własnym życiem. Dalej w każdym domu jest wiszący na ścianie telefon ze słuchawką na kablu, duży kineskopowy telewizor czy stacjonarny komputer przysłaniający swoją obudową połowę biurka. Jednak jeśli chodzi o chociażby różnego rodzaju protezy, to są one w pełni zautomatyzowane, co możemy przez chwilę zaobserwować w pierwszym odcinku zatytułowanym
Loop. To jest niezmiernie wciągający świat, który chce się zgłębiać i odkrywać jego coraz to nowsze zakamarki.
Pierwszy odcinek wprowadza nas do tego świata, tłumacząc widzom, czym jest Loop. Pokazuje to na bardzo emocjonalnym przykładzie dziewczynki Hall Lorette, której dom zniknął wraz z jej mamą. Dziewczyna wyrusza więc na poszukiwanie rodzicielki, chcąc zgłębić tajemnicę tego, co się wydarzyło. W tej trudnej podróży towarzyszy jej nowo poznany kolega Cole. Cały dramat rozgrywa się w małym miasteczku Merver znajdującym się w stanie Ohio. Dlaczego akurat tam? Ponieważ właśnie tam znajduje się Centrum Fizyki Eksperymentalnej Mercer, gdzie w podziemnym laboratorium trzymane jest właśnie Loop. Eksperymenty na nim mają pomóc zrozumieć ludzkości tajemnice wszechświata.
Wprowadzenie to wyreżyserował
Mark Romanek, który nawiązuje tu do swojego melodramatu z elementami dystonii z 2010 roku, czyli
Nie opuszczaj mnie. Nadaje całości pewny emocjonalny sznyt, który towarzyszy tej produkcji przez następne odcinki (Amazon do recenzji udostępnił nam pierwszy, czwarty i szósty odcinek).
Tales from the Loop znacznie różni się od innych seriali science fiction, takich jak
Czarne lustro czy
Strefy Mroku. Nie ma tutaj mrocznej tajemnicy i wielkiego zagrożenia, które czai się za rogiem. Akcja nie galopuje, nie ma licznych strzałów czy widowiskowych wybuchów. Science fiction jest tutaj tylko pretekstem do opowiedzenia o ludzkich problemach i bagatelizowaniu znaczenia więzi międzyludzkich w czasie pogoni za wiedzą, czyli wyższym dobrem. Mówi o poświęceniu rodziny dla nauki. Wszystko osadzono w futurystycznym świecie, w który aż chcemy się zagłębić. Twórcom udało się uchwycić klimat obrazów Simona Stålenhaga i przenieść je na ekran, znakomicie je ożywiając.
Do tego podoba mi się, że postawiono na ciekawą i nieograną obsadę –
Rebeccę Hall,
Paula Schneidera,
Jane Alexander czy znakomitego
Jonathana Pryce’a. Do tego zaangażowano reżyserów z nietuzinkowym podejściem do kina. Oprócz wymienionego przeze mnie Marka Romaneka, na fotelu reżyserskim zasiadł Andrew Stanton czy
Jodie Foster. Jak się domyślam po obejrzeniu trzech odcinków, całość ma budowę nietypowej antologii, w której w każdym odcinku obserwujemy świat z perspektywy innego bohatera. Raz jest to mały Cole, innym razem Russ, a jeszcze innym Loretta. Za każdym podejściem wygląd tego świata się zmienia i nie ma w tym niczego dziwnego. Każdy z nas przecież inaczej postrzega otaczającą nas rzeczywistość. Zwracamy uwagę na kompletnie inne rzeczy. W zróżnicowaniu tych spojrzeń pomaga także to, że każdy odcinek ma nie tylko innego reżysera, ale także operatora. To czuć, gdy ogląda się poszczególne odcinki. Jest to bardzo ciekawe podejście.
Nową produkcję Amazona skierowano do bardziej wymagającego widza, który jest w stanie skupić się przed ekranem na pokazywanym świecie i który nie zagląda co chwila do komórki i nie robi w tym samym czasie czegoś innego. Jeśli jesteście zwolennikami napakowanego akcją science fiction, to niestety
Tales from the Loop nie jest dla was.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h