Można zżymać się na nierówny poziom. Trzeba jednak cieszyć się, że naprawdę fatalne odcinki przeplatają się z naprawdę udanymi, które ratują "The Big Bang Theory" i dają widzom nadzieję, że będzie lepiej. W ubiegłym tygodniu scenarzyści postanowili poganiać za własnym ogonem, przez co zaserwowali nam listę Największe Przeboje, w której królowały męczone do upadłego żarty i wątki. W tym tygodniu pojawiło się coś nowego. Oczywiście trudno, żeby w 9. sezonie widz był naprawdę zaskakiwany i dowiadywał się o bohaterach rewolucyjnych faktów. Na to nie ma co liczyć. Można jednak oczekiwać oryginalnego podchodzenia do znanych wątków, czego przykładem jest pomysł chłopaków, by zapisać się na zajęcia z fechtunku, jak i konsultacja Stewarta z dziewczynami, która miała mu pomóc ściągnąć do sklepu płeć piękną. To wszystko opiera się na wątłości fizycznej Sheldona i spółki oraz dziwactwach Stewarta, czyli tym, z czego doskonale zdajemy sobie sprawę, jednak forma była ciekawa, kilka żartów udanych – w sumie można więc się było pośmiać, a przecież o to w tym wszystkim chodzi. [video-browser playlist="755308" suggest=""] To wciąż nie jest „The Big Bang Theory” sprzed kilku sezonów – można powtarzać te słowa jak mantrę – bo zwłaszcza w wątku Stewarta i dziewczyn chyba można było być bardziej aktywnym, podejmować jakieś próby poza gadaniem. Z drugiej strony jednak podczas lekcji fechtunku było naprawdę wesoło, czuło się, że obsada bawi się tym planem i rekwizytami, nawiązania do popkultury wypadały naturalnie, więc na moment wróciła dawna świeżość. To cieszy. Czyli jest potencjał. Wciąż jest ciężko, bo „The Big Bang Theory” wyraźnie ma problemy z utrzymaniem formy, a scenarzyści z utrzymaniem kreatywnej energii na odpowiednim poziomie, ale coraz regularniej są w stanie wykrzesać z siebie nieco więcej życia. Oby stało się to normą.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj