Terminator: Genisys” nie ma łatwego startu. Trafił w sezon pełen wielkich kinowych powrotów jako ten trzeci. Najpierw nowy „Mad Max: Fury Road” okazał się filmem naprawdę wybitnym, potem „Jurassic World” pobił wszelkie kinowe rekordy. I cóż ma zrobić teraz biedny T-800 - czy raczej, przepraszam, w tym filmie oficjalnie już „Guardian”? No co? Ma robić swoje, czyli spuszczać łomot każdemu, kto chce skrzywdzić ludzi, których chroni. Od razu powiedzmy sobie jasno – wszystko, co w cyklu „Terminator” działo się po Cameronie, jest o kilka poziomów gorsze i bazuje bardziej na nostalgii fanów, niż coś nowego wnosi. Czy tym razem jest inaczej? Z pewnością jest lepiej. Nowemu filmowi z cyklu zdecydowanie najbliżej do klasycznych dwóch części – jest w nim powiew świeżości, są fajne nowe pomysły, są przekonujące (przynajmniej mnie) nowe wersje klasycznych postaci. To, co temu filmowi najbardziej zaszkodziło, to kategoria wiekowa PG-13, która nie raz powstrzymała twórców przed pokazaniem czegoś mocniej i wyraziściej – ale to coś, na co w dzisiejszym kinie blockbusterowym nie mamy wpływu i trzeba to po prostu przyjąć do wiadomości. [video-browser playlist="720009" suggest=""] Arnold to Arnold. Trudno wymyślić dla niego coś nowego – tu i tak scenarzyści bardzo się postarali, wymyślając, jak sensownie wytłumaczyć jego wiek. I udało się. W ogóle większość fabularnych pomysłów i twistów w tym filmie jest udana, a nie wszystko pokazano w zwiastunie. Są oczywiście pewne logiczne bzdury, są niedopowiedzenia (pewnie już z myślą o kolejnych częściach), ale większość działa. Widać wielką umiejętność permutacji i szacunek dla dziedzictwa, jaki mają twórcy tej opowieści. Oni nie tylko zaprezentowali nam kolejną, już czwartą (bo w „Terminator Salvation” żadnej nie było), jeszcze inną teorię podróży w czasie i nie tylko złożyli swoisty hołd dla jedynki, ale wpletli w tę fabułę dyskretne nawiązania i aluzje do praktycznie każdej części opowieści o Terminatorach (łącznie z serialem), a patrząc szerzej - do wszystkich istotnych filmów o podróżach w czasie: od „Twelve Monkeys” po trylogię „Powrót do przyszłości”. Wszystko to równocześnie sensownie i szybko opowiadając zupełnie nową historię. I dlatego ten film podobał mi się znacznie bardziej niż „Jurassic World” - widzę tu znacznie większą pomysłowość scenarzystów, która płynnie przenosi się na kolejne etapy pracy filmowców. Terminatorowa ekipa wie, co aktualnie dzieje się w kinie, i nie wstydzi się z tej wiedzy korzystać (łącznie z wklejeniem małej scenki po napisach). Zobacz również: „Terminator: Genisys” – nowy klip i wywiady z aktorami Oczywiście znajdą się marudy, którym Jai Courtney nie będzie pasował jako Kyle Reese, które wyszukają jakąś małą nielogiczność w stosunku do opowieści Camerona, ale sądzę, że dla większości plusy tego widowiska wyraźnie przeważą. Z przyjemnością zobaczą wiekowego Arnolda z metalową ręką i wyjdą z kina nie tylko zadowoleni, ale i pozytywnie nastawieni do kolejnych części, które są w zasadzie pewne.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj