„Terminator: Genisys”: I wrócił – recenzja
Data premiery w Polsce: 1 lipca 2015"Terminator: Genisys" to kawał porządnej rozrywki. Nie dziwię się, że Schwarzenegger wrócił dla takiego scenariusza. Tym razem naprawdę było warto.
"Terminator: Genisys" to kawał porządnej rozrywki. Nie dziwię się, że Schwarzenegger wrócił dla takiego scenariusza. Tym razem naprawdę było warto.
„Terminator: Genisys” nie ma łatwego startu. Trafił w sezon pełen wielkich kinowych powrotów jako ten trzeci. Najpierw nowy „Mad Max: Fury Road” okazał się filmem naprawdę wybitnym, potem „Jurassic World” pobił wszelkie kinowe rekordy. I cóż ma zrobić teraz biedny T-800 - czy raczej, przepraszam, w tym filmie oficjalnie już „Guardian”? No co? Ma robić swoje, czyli spuszczać łomot każdemu, kto chce skrzywdzić ludzi, których chroni.
Od razu powiedzmy sobie jasno – wszystko, co w cyklu „Terminator” działo się po Cameronie, jest o kilka poziomów gorsze i bazuje bardziej na nostalgii fanów, niż coś nowego wnosi. Czy tym razem jest inaczej? Z pewnością jest lepiej. Nowemu filmowi z cyklu zdecydowanie najbliżej do klasycznych dwóch części – jest w nim powiew świeżości, są fajne nowe pomysły, są przekonujące (przynajmniej mnie) nowe wersje klasycznych postaci. To, co temu filmowi najbardziej zaszkodziło, to kategoria wiekowa PG-13, która nie raz powstrzymała twórców przed pokazaniem czegoś mocniej i wyraziściej – ale to coś, na co w dzisiejszym kinie blockbusterowym nie mamy wpływu i trzeba to po prostu przyjąć do wiadomości.
[video-browser playlist="720009" suggest=""]
Arnold to Arnold. Trudno wymyślić dla niego coś nowego – tu i tak scenarzyści bardzo się postarali, wymyślając, jak sensownie wytłumaczyć jego wiek. I udało się. W ogóle większość fabularnych pomysłów i twistów w tym filmie jest udana, a nie wszystko pokazano w zwiastunie. Są oczywiście pewne logiczne bzdury, są niedopowiedzenia (pewnie już z myślą o kolejnych częściach), ale większość działa. Widać wielką umiejętność permutacji i szacunek dla dziedzictwa, jaki mają twórcy tej opowieści. Oni nie tylko zaprezentowali nam kolejną, już czwartą (bo w „Terminator Salvation” żadnej nie było), jeszcze inną teorię podróży w czasie i nie tylko złożyli swoisty hołd dla jedynki, ale wpletli w tę fabułę dyskretne nawiązania i aluzje do praktycznie każdej części opowieści o Terminatorach (łącznie z serialem), a patrząc szerzej - do wszystkich istotnych filmów o podróżach w czasie: od „Twelve Monkeys” po trylogię „Powrót do przyszłości”. Wszystko to równocześnie sensownie i szybko opowiadając zupełnie nową historię.
I dlatego ten film podobał mi się znacznie bardziej niż „Jurassic World” - widzę tu znacznie większą pomysłowość scenarzystów, która płynnie przenosi się na kolejne etapy pracy filmowców. Terminatorowa ekipa wie, co aktualnie dzieje się w kinie, i nie wstydzi się z tej wiedzy korzystać (łącznie z wklejeniem małej scenki po napisach).
Zobacz również: „Terminator: Genisys” – nowy klip i wywiady z aktorami
Oczywiście znajdą się marudy, którym Jai Courtney nie będzie pasował jako Kyle Reese, które wyszukają jakąś małą nielogiczność w stosunku do opowieści Camerona, ale sądzę, że dla większości plusy tego widowiska wyraźnie przeważą. Z przyjemnością zobaczą wiekowego Arnolda z metalową ręką i wyjdą z kina nie tylko zadowoleni, ale i pozytywnie nastawieni do kolejnych części, które są w zasadzie pewne.
Poznaj recenzenta
Kamil ŚmiałkowskiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1957, kończy 67 lat
ur. 1952, kończy 72 lat
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1987, kończy 37 lat
ur. 1974, kończy 50 lat