Postaci Szalonego Tytana chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Filmy MCU w ekspresowym tempie rozsławiły jego imię, sprawiając, że stał się on jednym z najbardziej rozpoznawalnych złoczyńców całej popkultury. Wielką gratką dla fanów łotra powinien więc być komiks Thanos. Tom 1, który właśnie ukazał się na polskim rynku. Tym bardziej, że jego scenarzysta, Jeff Lemire, dwoi się i troi, by zaprezentować czytelnikom antagonistę we współczesnym kluczu, po części czerpiąc z bogatej mitologii międzygalaktycznego rzeźnika, po części zaś konfrontując go z własną przeszłością. Dodajmy jeszcze do tego fakt, że motorem napędowym warstwy fabularnej jest trawiący ciało i duszę Szalonego Tytana, nieuchronny proces przemijania, a Waszym oczom ukaże się historia wciągająca od deski do deski. Co więcej, pierwszy tom kończy się w taki sposób, że zapragniecie jak najszybciej poznać dalsze losy Thanosa - miłośnicy kosmicznych zakątków Marvela i wszyscy poszukujący w złoczyńcy ludzkiego pierwiastka bez dwóch zdań będą wniebowzięci.  Seria Lemire'a podejmuje część wątków ukazanych w cyklu Thanos powstaje. Tym razem Szalony Tytan zdaje sobie jednak sprawę z tego, że jego dni chwały bezpowrotnie przeminęły - niedomaga krwawiące po kolejnej jatce ciało, szwankuje umysł. Najprostszą autodiagnozą jest naturalnie nadchodząca śmierć; by jej zapobiec, antagonista wyrusza na długą wędrówkę w celu odnalezienia tajemniczego lekarstwa o potężnej mocy sprawczej. Problem polega na tym, że misja ta właściwie na każdym etapie kończy się niepowodzeniem. Jakby tego było mało, szykujący się na nadejście Kostuchy Thanos będzie musiał zmierzyć się z nienawidzącym go bezgranicznie synem o imieniu Thane. Ten ostatni zaczął bowiem wdrażać niezwykle okrutny plan przejęcia władzy nad światem, w realizacji którego mają mu pomóc Czempion Wszechświata, Eros, Nebula i... Śmierć. Ta sama, która dawniej była obiektem westchnień Tytana, a teraz sprowadza jego latorośl na trajektorię konfrontacyjną z ojcem. Rodzinne starcie wydaje się nieuniknione, a przecież antagonista zdecyduje się jeszcze na zejście do Kamieniołomu Boga, mistycznej lokacji, z której nikt nigdy się nie wydostał. 
Źródło: Egmont
Lemire właściwie w żadnym momencie nie pretenduje do miana osoby, która chce wywrócić świat komiksowego Thanosa do góry nogami. Z drugiej jednak strony odmawianie mu głębszego spojrzenia na postać czy zarzucanie braku zrozumienia psychologii łotra byłoby zbrodnią. Scenarzysta z wielką precyzją tka swoją opowieść, raz po raz przesuwając fabularne akcenty i zmieniając lokacje, nieustannie dbając przy tym o to, by odbiorca mógł stopniowo odkrywać kolejne warstwy motywacji Szalonego Tytana. W tym tomie napotkacie więc retrospekcje, niezliczone twisty, sceny bitew czy wyzierającą zewsząd akcję - wszystko to na tle poszukiwania odpowiedzi na pytanie, kim właściwie jest Thanos tudzież kim powinien być? Lemire zadbał o każdy szczegół tej opowieści, naprawdę umiejętnie łącząc wypływanie na emocjonalną głębię z najlepszymi dokonaniami na polu komiksowych wędrówek po otchłani wszechświata. Na pierwszy rzut oka autor nie dopisuje zbyt wiele do mitologii Szalonego Tytana, lecz w miarę upływu lektury możemy dojść do wniosku, że jest coś niesłychanie intrygującego w strącaniu akurat tego złoczyńcy z piedestału. Dość powiedzieć, że w niektórych momentach historii przypadła mu w udziale rola kosmicznego lumpa, który ląduje na samym dnie. Thanos wzbudzający litość? Tego jeszcze nie grali.  Znakomicie wypada również warstwa wizualna albumu, za którą odpowiadali Mike Deodato i German Peralta. Obaj nie mieli żadnego problemu ze zrozumieniem konwencji historii - teoretycznie czerpiącej z opowieści przygodowych, w praktyce zaś zanurzonej w mroku i wszędobylskiej aurze posępności. Gdy trzeba, rysownicy pozwalają sobie na artystyczne popisy w scenach bitew (zwróćcie choćby uwagę na potyczkę Szalonego Tytana ze strażą Imperium Shi'ar), by w innych momentach albo podkreślać potęgę danej postaci, albo kapitalnie operować perspektywą przy sekwencjach dialogowych. Warto zaakcentować też kolorystykę tomu; feeria kosmicznych barw doskonale kontrastuje z bądź co bądź rządzącym w tej historii mrokiem.  Prawdopodobnie najjaśniejszym punktem komiksu Thanos. Tom 1 jest sposób, w jaki Jeff Lemire podszedł do pokazywania relacji między tytułowym złoczyńcą a otoczeniem. To przecież inny Szalony Tytan niż ten znany z MCU - jego bezwzględność przekracza dopuszczalne granice, a przypinana mu łatka największego nikczemnika pasuje jak ulał. Nie dziwi więc specjalnie, że w postaciach, które spotyka na swojej drodze, dostrzegamy odrazę i nienawiść w jego kierunku. Zupełnie inaczej rzecz ma się z odbiorem antagonisty wśród czytelników; ta sztuczka Lemire'a zasługuje na najwyższe słowa uznania. Nie wiem jak Wy, ale ja już nie mogę doczekać się kolejnej odsłony przygód tej wersji Thanosa - z nie do końca znanych mi przyczyn wciąż uwielbiam, gdy moc tego szubrawca odciska piętno na moim umyśle. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj