W porównaniu z poprzednim tygodniem w "The Last Man on Earth" jest odrobinę lepiej. W „Drives Me Crazy” przeszliśmy od nieudolnych zalotów do (nie)radzenia sobie z odrzuceniem. Krzyki i narzekania Phila ogląda się przyjemnie, a rozbrzmiewająca co chwilę piosenka zespołu Fine Young Cannibals wywołuje uśmiech na ustach. Melissa związała się z Toddem, ostatecznie i nierozerwalnie. Temat kolejnych etapów nieudanego podrywu każe się jednak zastanowić, po co osadzać go na tle apokalipsy, skoro historia taka mogłaby rozgrywać się w każdym miejscu na świecie, niezależnie od czasu i okoliczności. Rozciągnięty na cztery epizody, trwał zdecydowanie za długo, co należy poczytać jako minus produkcji. [video-browser playlist="680172" suggest=""] Same motywy Phila nie mogłyby być już bardziej transparentne, dobrze więc, że chociaż Melissa szybko je przejrzała. Jej rola jest, jak na razie, jednowymiarowa i ogranicza się do robienia maślanych oczu. Todd z kolei potwierdza swoje ogromne pokłady sympatyczności, ratując każdą sytuację – od dźwigania mebli po robienie sera. Na zasadzie kontrastu stanowi przeciwwagę dla nieszczerego Phila i w tej roli sprawdza się nieźle, ale jego naiwność potrafi momentami zirytować. Największym pytajnikiem pierwszych epizodów "The Last Man on Earth" była jednak Carol i obawa, czy jej ekscentryczność nie stanie się z czasem drażniąca. Całe szczęście tak nie jest i to właśnie ona stanowi wesoły motor napędowy kolejnych gagów – a to zmuszając Phila do oczyszczenia wspomnianego basenu, a to kombinując, jak zmusić go do pozwolenia na wprowadzenie się. Nieoczekiwanym bohaterem kolejnego epizodu jest jednak… krowa, która zgrabnie łączy się z motywem przeprowadzki w tytule „Mooovin’ In” i w podstępie Carol. Dylemat stek czy mleko, a także przesadna radość z konsumpcji miski płatków śniadaniowych potrafią rozbawić, ale… Czytaj również: Powstanie 2. sezon „The Last Man On Earth” No właśnie, jest ale. To specyficzne poczucie humoru sprawia, że "The Last Man on Earth" staje się hermetyczny i będzie cieszył coraz węższą grupę ludzi. Tendencję tę potwierdza stopniowo spadająca oglądalność. Jeśli więc jesteś jednym z tych, którzy męczą się podczas seansu, to po 8 odcinakach możesz odpuścić. Ci, którym udziela się głupkowate rechotanie – w tym niżej podpisany – zobaczą, co będzie dalej. Phil Miller wraca za 2 tygodnie, a zajawka kolejnego epizodu sugeruje, że może być ciekawie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj