Przez cały odcinek oglądamy tak naprawdę zmagania bohaterów z nadciągającą śmiercią Camille. Wszyscy starają się ją uratować, wykorzystując każdy możliwy sposób. No, prawie wszyscy, bo od kilku odcinków Marcel znów został odstawiony na bok i prezentuje się jedynie jako tło drugiego, a nawet trzeciego planu, nie wnosząc nic do produkcji. Jest to największa bolączka scenarzystów w tym sezonie, a mianowicie duża liczba bohaterów, przez co nie są oni w stanie przedstawić ciekawej historii dla każdego z nich i oglądamy rotację postaciami przez cały czas. Plus tego jest taki, że jak już bohater jest wzięty na pierwszy plan, to twórcy przedstawiają jego poczynania w interesujący sposób. Przez znaczną część odcinka oglądałem go z przekonaniem, że ostatecznie bohaterom uda się uratować Cami, bo takie są standardy The Originals. Zabijanie głównych postaci przychodzi tutaj z wielkim trudem i nawet wtedy, gdy życiu bohaterów coś zagraża, nie czuć obawy o ich losy, bo jesteśmy przyzwyczajeni, że wyjdą z tego cało. Dlatego tak dobrą decyzją okazało się uśmiercenie Camille. Najjaśniejszym punktem odcinka są jej interakcje z Klausem. Bardzo dobrze udało się przedstawić drogę bohaterki, która od pewnej siebie i gotowej na śmierć przeszła w przerażoną i skruszoną przed obliczem śmierci. Leah Pipes w 19. odcinku pokazała, jak dobrą jest aktorką i że jej potencjał nie do końca w serialu był wykorzystywany. Joseph Morgan już nie raz raczył nas swoimi ponadprzeciętnymi umiejętnościami aktorskimi w The Originals, więc również i w tym przypadku nie zawodzi. Chemia pomiędzy bohaterami jest odczuwalna przez cały odcinek, ale tak naprawdę dopiero w scenie rozgrywającej się w głowie Camille podczas pożegnania wszystko gra idealnie. Ciekawe i nieprzeciętne dialogi, wyśmienita gra aktorska, wykorzystanie bogatej kultury Nowego Orleanu, perfekcyjnie dobrana muzyka - to wszystko przełożyło się na bardzo ujmującą i emocjonalną scenę, która na długi czas pozostanie w pamięci. W tym wszystkim pojawia się jednak pewien zgrzyt. Kilka odcinków wcześniej, kiedy Cami stała przed trudnym wyborem, czy dokończyć przemianę w wampira, czy też zrezygnować i zakończyć swój żywot, twórcy postanowili zatrzymać tę bohaterkę na dłużej w serialu, przez co podjęła ona decyzję całkowicie sprzeczną do swoich przekonań i charakteru. Jej intencją było wykorzystanie nowo nabytych zdolności do niesienia pomocy ludziom, co zapoczątkował jej wujek. Tak naprawdę nie zrobiła ona jednak nic konkretnego poza ograniczeniem relacji z Klausem. Była to trochę dziwna decyzja ze strony twórców, ale dzięki temu dostaliśmy jeden z najlepszych odcinków w całym serialu, a dodatkowo śmierć wspomnianej bohaterki w tym momencie w ciekawy sposób rozwinie postać Klausa i nada nowej dynamiki przyszłym wydarzeniom, można więc przymknąć na to oko. No url Bardzo dobrze również wypada w tym wszystkim postać Luciena. Jako pierwszy z linii Klausa jest do niego bardzo podobny, ale nie jest bezbarwną kopią swego stwórcy. Andrew Lees, zachwycając swoimi aktorskimi zdolnościami, wykreował postać ciekawą i intrygującą, którą ogląda się bardzo dobrze. Uniknięto tutaj błędu w postaci tworzenia drugiego Klausa - umiejętnie stworzono postać podobną, ale posiadającą również odmienne cechy. W No More Heartbreaks w tle przewija się również wątek Daviny i Kola. Ukochany czarownicy kontrolowany jest przez przodków, a ta za wszelką cenę chce go uratować. Przywrócenie do serialu Kola w jego oryginalnym ciele było dobry zagraniem, bo był on jedną z ciekawszych postaci z całego rodzeństwa. Jednak tutaj, jak i w przypadku pozostałych członków rodziny Mikaelsonów, prócz Klausa, Elijah i Rebeki, postać mająca ogromny potencjał jest marnowana. Trudno stwierdzić, czy twórcy zwyczajnie nie mają pomysłu na niego, czy może skupiają się na wątku głównym, a postać ta będzie mocniej eksplorowana dopiero w czwartym sezonie, o ile do niego dożyje. Jest to kolejny problem trapiący ten serial. Jednak dzięki niemu i Davinie dostajemy następny szokujący cliffhanger. Uśmiercenie jednej z głównych bohaterek było niespodziewane, ale zabicie w jednym odcinku dwóch postaci z głównej obsady to naprawdę odważne posunięcie ze strony twórców. Można jednak założyć, że postać w jakiś sposób powróci, ponieważ odejścia głównych bohaterów w The Originals zazwyczaj poprzedzone są emocjonującymi pożegnaniami, aczkolwiek może scenarzyści naprawdę zdecydowali się na tak odważny ruch. Najnowszy odcinek to ogromna dawka emocji wymieszanych z akcją. Przez cały czas coś się dzieje, a mimo że tylko kilku bohaterów stoi w centrum, udaje się stworzyć ujmujący klimat i wciągającą historię. Pozostały już tylko trzy odcinki do zakończenia sezonu, ale twórcy już teraz postanowili dać z siebie wszystko i zaserwować odcinek stojący na bardzo wysokim poziomie. Miejmy tylko nadzieję, że nie zwolnią tempa aż do samego końca, a pozostałe epizody będą jazdą bez trzymanki.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj